Buntownicy, niereformowalni, egoiści, mało ambitni, rozwydrzeni – tak o moim pokoleniu (rocznik ’82) mówili nauczyciele i rodzice.
Te same epitety nie ominęły nawet sumeryjskiego syna pewnego skryby (patrz: „Skryba i jego zepsuty syn”), o którym ponad 4 tys. lat temu ojciec mówił, że zamiast się uczyć, “snuje się po placach” z innymi równie zepsutymi młodzieńcami. To samo mówi się i dziś. Ja dodatkowo jestem w tym niebezpiecznym wieku, gdy zaraz powiem „Za naszych czasów, toooooo było życie! Teraz młodzież jest zepsuta!” – pewnie kiedyś tak powiem, ale zanim to nastąpi, postanowiłam – żeby było sprawiedliwie w razie czego – przypomnieć sobie, jak TO ŻYCIE za NASZYCH CZASÓW wyglądało.
Jak wszyscy –niezależnie od rocznika- wiedzą, czytając setki sentymentalnych demotywatorów, że nie było Internetu, komórek, dobrej jakości gier komputerowych i mało który student jeździł do szkoły samochodem.
Co przecież nie przeszkadzało w niczym, by rozwalić po pijaku wóz ojca, zrobić w domu imprezę pod nieobecność starych, albo na jakąś nocną imprezę się wyrwać w tajemnicy. Nie było problemu, żeby uzależnić się od trawki, amfetaminy, a dla bardziej zdesperowanych, a mniej zamożnych, od kompotu czy kleju. HIV można było złapać tak samo łatwo jak dziś. Zaciążyć też (tylko w naszej klasie, w szkole średniej urodziło się 4 dzieci w ciągu 5 lat). Wagarowało się cudownie! Nie było bowiem tak złowrogich tworów jak dzienniki elektroniczne, a nawet telefonów komórkowych, więc nauczyciele mieli bardzo okrojony dostęp do poza- lub zamiast lekcyjnej działalności ucznia, a uczeń miał szerokie pole do popisu (kłamanie w żywe oczy, że naprawdę już trzecia babcia umarła, podrabianie podpisu rodzica, odbieranie telefonu i przedstawianie się jako własny ojciec…)
Drodzy rodzice, podobnie jak dziś dawali łapówki, by nie daj Bóg, dobra uczelnia nie zapomniała o ich dziecięciu przy rekrutacji. Sami zresztą zachłyśnięci telewizorem kolorowym i wideo, mieli tylko jedno życzenie wychowawcze odnośnie swych pociech- by te w miarę dobrze radziły sobie w szkole, co oznaczało brak interwencji ze strony rodziców, co oznaczało więcej czasu na mecze i telenowele.
Dzisiaj tamto pokolenie, które w tych “cudownych”, opływających w wysokie morale latach ’90 dorastało, pozakładało własne rodziny. Tamte nastolatki dziś mają dzieci- nierzadko nastoletnie. I tak sobie myślę; muszą być z siebie niezwykle dumni, tak bezkrytycznie podchodząc do realiów tamtych czasów, które przypadły na ich wychowanie.To znaczy, że uważają się za prawdziwe autorytety. Hm…
I tak to pięknie uogólniłam. Bo często, gdy wspominamy przeszłość, widzi się jeden obraz, zwykle ten z bliskiego podwórka. A ponieważ jest już za zakurzoną kurtyną przeszłości, to jest bezpieczny; bo nic z tamtego czasu nie wróci. Ale gdyby wróciło!…. och, jacy bylibyśmy dziś mądrzy, jak wiedzielibyśmy jakich błędów nie powtarzać, jaką drogę życiową obrać! Wszystko byśmy zmienili! I swoje życie, i innych myślenie!
Tu się zatrzymamy: jesteśmy właśnie w ciekawym miejscu, które można wypełniać, a o którym za X lat będzie można powiedzieć „To się udało i było dobre. Miałem w tym swój udział”.
„Były wtedy jakieś zbuntowane dziewczyny i chłopcy w glanach, zainteresowani kontrkulturowym, lewicowym Zachodem. Cenili sobie niezależne myślenie, kochali kulturę. Tego już nie ma. Nawet się nie zorientowaliśmy, jak ich zabiliśmy – mówi nam Tomasz Piątek” (źródło: http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,138262,16566796,Tomasz_Piatek__Istniala_zbuntowana_i_inteligentna.html) Gdy przeczytałam te słowa, wróciłam chcąc nie chcąc myślami do tamtych czasów i faktycznie, zrobiło mi się jakoś smutno. Ale na chwilę, bo wiecie co? Nadal tak jest. Jest młodzież, która, jak to mówią „Najpierw żyje od piątku do piątku, a potem od pierwszego do pierwszego”, ale są młodzi ludzie, którzy piszą wiersze, czytają masę książek, wybierają, jakiej muzyki chcą słuchać i nie zadowalają się byle czym, działają w wolontariacie na szeroką skalę, chcą żyć dla innych, chcą pomagać i dawać z siebie. I będą to rozwijać, dopóki my-dorośli w nich tego nie zabijemy. Jedną z takich osób jest 16-letnia blogerka, Luna, z którą wywiad zamieszczam poniżej:
– Prowadzisz blog pod dość motywującym tytułem („To Ty Tworzysz Swój Świat”). Dlaczego akurat tak zdecydowany apel, zamiast nazwy typu Luna bloguje, Pokój Luny albo Motyle w brzuchu?
Zakładając bloga nie chciałam, by był to kolejna ze stron, która nic nie wnosi w życie. Hasło „To Ty tworzysz Swój świat” przyszło mi do głowy zupełnie niespodziewanie, lecz wydało się całkiem interesujące. Ma ono za zadanie nakłonić czytelników do wzięcia życia w swoje ręce, ponieważ wielu z nas ma tendencję do ciągłego narzekania, zamiast po prostu zapracować na swoje szczęście.
– Masz jakieś hobby poza blogowaniem?
Blogowanie jest jakby sumą moich zainteresowań, ponieważ zamieszczam tam wiele efektów moich hobbystycznych działań. Od zawsze lubiłam wyrażać swoje myśli za pomocą słów, a prowadzenie bloga jest do tego doskonałą okazją. Dodatkowo ćwiczę rysowanie, głównie portrety fotorealistyczne (a przynajmniej zmierzające w tym kierunku), lubię również robić zdjęcia, lecz nie poświęcam temu zbyt wiele czasu. W wolnych chwilach uwielbiam przenosić się w świat książek malowany słowem, a także trenuję tenis stołowy.
– Używasz sloganu ?
Nie często, a jeżeli już się zdarza to są to popularne w danej chwili powiedzonka z różnych filmików internetowych lub takie podwórkowe frazeologizmy, które są wynikiem zabawnych sytuacji np. „Kto bogatemu zabroni?”, „chyba Ty”, „unormuj się”, „(rzeczownik) taki bit jego mać”. Typowego sloganu raczej nie używam, tym bardziej, że mam obsesję na punkcie poprawnej polszczyzny.
– Mówi się, że dzisiejsza młodzież jest rozpasana, mało ambitna, roszczeniowa i głupia. Ty zdajesz się być w takim razie wyjątkiem. Jest Was więcej?
(Śmiech) może i jestem wyjątkiem, bo nie za bardzo ciągnie mnie do świata ciągłej rozrywki, lansowania się najnowszymi gadżetami czy najmodniejszymi ubraniami, ale proszę wierzyć, że jest spora grupa osób podobnych do mnie, jednak „nie rzucamy się tak w oczy” :D.
– Co uważasz za największą porażkę swojego pokolenia?
Myślę, że największą porażką naszego pokolenia jest zaniedbanie więzi międzyludzkich na rzecz tych wirtualnych.
– A za zaletę? Gdybyś tak miała zareklamować swój rocznik?
Zaletę? Sądzę, że jest to podchodzenie do wszystkiego z entuzjazmem, z młodzieńczą radością i siłą. Oczywiście nie chodzi mi tu tylko o mój rocznik, ale ogólnie o młodzież.
– Przejdźmy do świata dorosłych. Wasi rodzice mają teraz po (mniej więcej) 40 lat. To jak z tym światem? Pociąga czy już zdążył rozczarować?
„Nosimy prawdę w mocno zaciśniętych ustach
Gdy wokół wyszczekują tylko hasła
Nie chcemy wierzyć w poprawnopolityczne bóstwa
Szukamy światła
Szukamy światła”
Jest to fragment utworu „Psalm 52” grupy Pięć Dwa i mógłby on służyć za opis mojej postawy wobec świata dorosłych, bo to od niej zależy jak będę go postrzegała. Jeżeli dam się zwieść „poprawnopolitycznym bóstwom” to będzie to bardzo szara i smutna rzeczywistość. Jednak z drugiej strony mogę okazać się na tyle silna, by manifestować swój sprzeciw odmienną postawą tzn. skupiać się na tym, na czym naprawdę mi zależy, wtedy świat dorosłych może okazać się całkiem pociągający.
– Masz jakiś plan na życie? Czego chcą twoi rówieśnicy?
Plany na życie to wciąż temat, który spędza mi sen z powiek. Jednak zmierzam w kierunku psychologia/pedagogika (szczególnie praca z dziećmi w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym). Myślę, że każdy po prostu chce być szczęśliwy i spełniony (przynajmniej ja), lecz często w odpowiedzi na to pytanie możemy usłyszeć „chcę mieć dużo pieniędzy” lub „jeszcze nie wiem”.
– Masz jakiś autorytet?
Moim autorytetem jest Jezus, ponieważ jestem głęboko wierzącą osobą, a Jego słowa i czyny są drogowskazami na mojej drodze życia. Choć moim autorytetem mógłby być każdy człowiek, który nie boi się mieć własne zdanie i bronić swoich racji oraz niezważająca na innych realizuje swoje postanowienia. Do grona osób, które mi imponują swoją postawą i zachowań należą Jan Paweł II i Wojciech Cejrowski.
– Jaką 30-latką chciałaby być dzisiejsza 16-latka? I… z jakim 30-latkiem chciałaby się związać?
Na pewno szczęśliwą :D, ale przede wszystkim dumną z siebie i swojego życia. Chciałabym za te czternaście lat z uśmiechem patrzeć wstecz, by wiedzieć, że nie zmarnowałam danego mi czasu oraz z nadzieją patrzeć w przyszłość, by móc nadal realizować wytyczone sobie cele. Z jakim 30-latkiem chciałabym się związać? Przede wszystkim czułym i kochającym, bo każda z nas lubi się czuć bezpieczna i kochana. Chciałabym, by był to człowiek, który w podobny sposób postrzega świat, nie jest mu obojętne to, co dzieje się wokół oraz rozumie, że szczęście zdobywa się ciężką pracą i poświęceniem. Myślę, że z takim, ale może za dużo wymagam?
– Twoje priorytety?
Najważniejsze to: miłość, wiara i pasja. One sprawiają, że istnienie na tym świecie ma dla mnie sens.
– Twoi rówieśnicy blogują?
Nie trudno zauważyć, że blog typowej nastolatki to: moda, uroda, „lajfstajl” (niezwykle irytuje mnie to zangielszczanie wszystkiego, co tylko możliwe, a na blogach jest tego masa – taka mała dygresja). Większość niewiele się między sobą różni, a spora ich część jest nastawiona jedynie na współprace i darmowe produkty. Oczywiście nie mówię tu o wszystkich blogach, bo znajduje się też sporo sensownych i prowadzonych z pasją, ale takie trudno znaleźć w zalewie niemal identycznych stron.
– Wyobraź sobie, że pokolenie dzisiejszych 30-40 latków posłucha i weźmie do serca… :- ) Co ważnego chciałabyś im powiedzieć?
Przede wszystkim, aby nie ukrywali drzemiącej w nich wrażliwości. Dorośli często się jej wstydzą, ponieważ uważają ją za oznakę słabości. Jednak dzięki niej można codziennie na nowo odkrywać świat i za każdym razem tak samo się nim zachwycać. Drodzy Dorośli, nie przyzwyczajajcie się do rzeczywistości, bo w innym przypadku wasze życie zmieni się w szarą prozę codzienności!
Dzięki Luna!
I ja, tak szczerze napisawszy mam nadzieję, że jednak większa część obecnego, młodego pokolenia, to nie będą ludzie, którzy dali sobie zamydlić oczy; że nie uwierzą, że muszą brać udział w wyścigu szczurów, że muszą pracować całe życie dla kogoś, na kogoś, na nudnym etacie, że -jak mi kiedyś znajoma powiedziała, co okazało się kłamstwem – “Praca nie powinna być jednocześnie hobby”.
Odkryłam, że chyba najbardziej twórcza część mojego życia przypadała na wiek 11-18 lat; z sentymentem ale i z radością wróciłam do tamtego czasu tylko po to, by oddać tym rzeczom moją duszę, a je same odświeżyć, dodać nieco doświadczenia życiowego, trochę innej formy i iść z tym dalej. Gdybym tego nie zrobiła; nie napisałabym ani słowa na tym blogu, ten blog by nie powstał, jak również żadna z moich książek. Nigdy nie zrealizowałabym marzenia o wydaniu tomiku poezji czy o rodzaju wykonywanej pracy, która jest jednocześnie moim hobby.
Najprawdopodobniej skończyłabym na etacie w jakimś biurze – czego życzyłaby sobie moja mama – narzekając na dzisiejszą młodzież tylko dlatego, że jeszcze wierzą, że warto mieć WŁASNE marzenia, które z czasem spokojnie można spełniać tym samym, żyjąc swoim własnym życiem; bo marzenia, to jest część nas samych : – )
Co Wy sądzicie o kwestiach pokoleniowych? Jest lepiej, gorzej, tak samo? Co byście zmienili i czy wspominacie swoje lata nastoletnie jako te, za którymi powinien iść przykład?