Nie, to nie pomyłka; dzisiaj chciałabym Wam zareklamować ten piękny kraj, jakim jest RPA. Tak, dziś, a nie w czerwcu, gdy w Afryce zacznie się zzzzzzima.
Obecnie Afryka przygotowuje się do lata, którego pełnia nastąpi w lutym. Ja miałam to szczęście być w Afryce już latem, w grudniu, o czym pisałam zresztą już w innym poście. Ale dziś nie skupię się na Bożym Narodzeniu, a na całej imprezie!
Zanim powiesz; dobra, dobra, to nie na moją kieszeń! Poczytaj….
Kiedy 2 lata temu przyjaciele zaprosili nas na swój ślub do RPA, naturalnie zaczęliśmy rozważać tę opcję. Bardzo chcieliśmy wyjechać gdzieś zimą, ale organizowanie czegokolwiek, nie jest naszą mocną stroną. I tu los wyszedł nam naprzeciw!
Afryka wita! Afryka żegna….
Moje pierwsze wrażenie po wylądowaniu; ale tu inaczej! Jak ciepło i ludzie tacy jacyś radośni, wyluzowani! Od razu wbiłam się w klimat; z zimy przeniosłam się do lata, z szarzyzny w cudowne, ciepłe barwy.
I tak się akurat przy okazji złożyło, że trafiliśmy w sam środek….pożegnań Nelsona Mandeli, zmarłego kilka dni wcześniej. W telewizji nie mówiło się o niczym innym, nawet nie pamiętam, czy program przerywało pasmo reklam. Na każdym rogu ulicy, dworcu, pamiętne muriale. Wszyscy zdawali się żyć swoimi codziennymi sprawami, ale jednocześnie zdawali się nosić w sobie hołd dla swojego „Baba”.
Afryka po zmroku
Pewnie Was dziwi, dlaczego mieliśmy czas oglądać telewizję, skoro nawet w domu jej nie mieliśmy! Po pierwsze naturalnie chcieliśmy dowiedzieć się jak Afryka przeżywa odejście Nelsona Mandeli, a po drugie… bezpieczniej było po zmroku zostać w domu. W końcu byliśmy BIALI.
Strzelaniny na każdym rogu!
RPA ma dość niechlubną opinię, jeśli chodzi o przestępczość. Jak już tylko człowiek z innej części świata, a nie z USA dowie się, że w RPA broń jest legalna, widzi ścielący się na ulicy trup. Może sprostuję: posiadanie broni jest legalne, ale nie znaczy, że można z nią biegać po ulicy. Oczywiście, można wykorzystywać ją na wiele sposobów, na przykład zastraszyć białego człowieka, by pozbył się trochę swoich majętności. Nam, w czasie całego pobytu nie zdarzyła się żadna niemiła sytuacja, co było z kolei…. miłym zaskoczeniem, bo moja wyobraźnia wyhodowana na Detektywie i tym podobnych, podsuwała mi przeróżne scenariusze.
Nie zmienia to faktu, że na kroca na banany nie warto wybierać się do cudzego ogrodu, bo można zostać postrzelonym. My house is my castle here. Taka tabliczka (na lewo) jest na ścianie każdego domu.
Luz blues i carpe diem!
Na ulicach RPA panuje coś, co pokochałam z miejsca; totalny luz. I totalna akceptacja. Ludzie nie przemieszczają się szybko, patrząc pod nogi, lub mierząc kogokolwiek wzrokiem. Idą tak, jakby wiedzieli, że należą do tego miejsca, a ono do nich. Mogłam się ubrać w strój klowna, zrobić halloweenowy makijaż, założyć kolczyki do łokci – i nikt by mnie nie ocenił. Po prostu ludzie na takie coś jak strój jako środek wyrazu , nie zwracają uwagi. Kobiety się nawzajem nie mierzą wzrokiem, nie patrzą z wyższością, nie obmawiają innych. Tu każdy może być sobą w pełnym tego słowa znaczeniu, bez skrępowania.
Dość szokującym odkryciem było ciało mężczyzny leżące na trawniku przed domami- wiecie, trawnik jak w amerykańskich filmach, domki też, przy drodze, a na rzeczonym trawniku leży na wznak człowiek. Słuchając opowieści o strzelaninach, już wychylałam się z auta, chcąc zawołać do naszego kierowcy; Zatrzymajmy się! On chyba nie żyje! Kiedy owo ciało leniwie przewróciło się na drugi bok. I dalej leżało. Nie zdążyłam jeszcze oderwać wzroku od jednego, a kilkanaście metrów później, pod palmą następny. No to kierowca wyjaśnił, że widocznie zmęczeni, to co mają zrobić? Każdy odpoczywa tam, gdzie się zmęczy.
Każdy człowiek, którego mijasz na ulicy wydaje się być całkowicie wolny od konwenansów. No, chyba, że jest Polakiem*….
* Jedyny niesympatyczny człowiek z pretensjami, jakiego spotkałam podczas całego pobytu, to była Polka, której wydawało się w sklepie, że całą Afrykę zdobyła.
Czarni i ci INNI
RPA jest zróżnicowane; żyje tam około 50% chrześcijan i niemało muzułmanów. Nie toczą ze sobą wojen i nawet nie widzą takiej potrzeby. Koegzystują, dobrze się mają.
Podobna sprawa ma się z białymi i czarnymi; na ulicach zobaczysz tyle samo białych, co czarnych. To, że czarni tych jasnych nie lubią za bardzo (ale nie tak, że wszyscy i że zawsze!) to mnie nie dziwi; najpierw kolonia holenderska, potem brytyjska i jeszcze apartheid… niesmak pozostał.
Kwiaty pustyni
Być może nie w Twoim typie (jeśli jesteś mężczyzną) są Afrykanki. Ale uwierz mi na słowo: robią wrażenie. Zdjęcia nie wyrażą tego wrażenia, jakie robią czarne kobiety : – ) Zauważyłam, że dzielą się na dwa typy: te przysadziste mamuśki z dużą dupcią i te smukłe, wysokie, chodzące po ulicach Waris Dirie czy Liya Kebede. Te drugie mają nieopisaną, dyskretną grację i niezwykłą naturalność. Nie zachowują się uwodzicielsko, nie starają się przyciągać uwagi mężczyzn, a jednak przyciągają, zarówno mężczyzn, którzy w murzynkach niekoniecznie gustowali, jak i innych kobiet ; – )
Jedzenie
To tutaj jadłam najlepszą pizzę w swoim życiu (ex aequo z pizzerią U Włocha w Ustroniu) najlepsze brownie (wszędzie) najwspanialsze mango i ananasy. Fish & chips z gazety <love> oraz najpyszniejszy tort weselny.
Tu się zdziwisz
Afryka może i kojarzy się z klepiskami zamiast podłóg i drogami wytyczonymi ludzką stopą, ale RPA (miło?) Cię zaskoczy; w każdym razie drogi mają moim zdaniem nieporównywalne do naszych – w sensie , że tak dobre. Wpływ byłych kolonii widać na każdym kroku; w budowaniu domów (poniżej zapodam) w gotowaniu, w organizowaniu imprez czy obchodzeniu świąt.
Ogromne znaczenie ma również język- w RPA jest aż 11 języków urzędowych, m.in. angielski; po angielsku mówi każdy i nawet jeśli spotkasz 10 innych ludzi mówiących w tych pozostałych językach, to wszyscy dogadacie się po angielsku.
Jeśli chodzi o transport, również wszystko działa jak należy. Wszędzie, gdzie chcieliśmy, przemieszczaliśmy się pociągami. Podobno biali podróżują pierwszą klasą, ale trudno połapać się w oznaczeniu klas i biletów a tym bardziej wagonów (nie pisze nic) więc wsiadaliśmy tam, gdzie wszyscy, kierując się zasadą bezpieczeństwa: nie siadać samemu w wagonach. Skutek tego był taki, że oczywiście dojechaliśmy, gdzie chcieliśmy (zwykle podróżowaliśmy do Kapsztadu, ok.25 min. jazdy pociągiem) za to jako jedyni biali w całym przedziale. Super sprawa! Ale to ten moment, gdy po raz pierwszy w życiu zdajesz sobie sprawę ze swojego koloru skóry.
Jeszcze o transporcie…
Podróż pociągiem była wyjątkowa. Po raz pierwszy zauważyłam, że absolutnie żadna z afrykańskich kobiet nie siedzi z “nogą na nogę” -czyżby to był >biały< zwyczaj? Po drugie pociąg to miejsce, w którym każdy może handlować, czym chce, więc jedni handlowali kolorowymi chrupkami, inni brelokami.
Zupełnie naturalne jest też żebranie. Ale w jakim stylu! Żadne tam “dajcie bo nie mam”! Wchodzi człowiek z pogodą na ustach, prowadząc za sobą niewidomego – to, że jest niewidomy widać z daleka, ma zwykle widoczny problem z oczami. I śpiewa ku chwale Boga :- ) Nie ma osoby w pociągu, która nie dałaby im kilku randów. Podróżowaliśmy jak się później okazało, tą gorszą klasą- siedzieliśmy na ławkach w poprzek pociągu, naprzeciw nas inni czarni (my jako jedyni biali) ludzie podróżujący z nami nie wyglądali na zamożnych, ale każdy jak jeden mąż wyciągał pieniądze i dzielił się z kimś bardziej potrzebującym. Ja wypadłam w tym wszystkim najgorzej.
Inna sprawa to głoszenie ewangelii w jadącym pociągu – nie ma, że nie wypada, że to niepoprawne, że to nie miejsce do tego; wchodzi człowiek z Biblią i nawija. Na koniec pyta: Kto tu i teraz chce oddać życie Jezusowi? Kto mówi Mu TAK?
Niepozorny chłopak siedzący na piłce do nogi, podnosi rękę i schyla głowę….
Surferzy welcome to!
My mamy piłkę nożną, a oni surfing; surfuje każdy, od maleńkości. Nie spróbowałam, nie kusiło mnie, ale fajnie patrzyło się na surfujących. O ile coś było widoczne! Przez ten WIATR! Tak, już wiecie, czemu Muizenberg w RPA to jedno z najlepszych na świecie miejscówek dla surferów? W czasie gdy byliśmy, wiało ustawicznie. To znaczy: bez sekundy przerwy, całą dobę. Raz wzięłam sobie romantycznie śniadanie na plażę – po pierwszym kęsie miałam piasek między zębami. Kawa – tylko w kubku z przykrywką. Wiać przestało na kilka godzin dokładnie ostatniego dnia naszego pobytu.
Inną atrakcją są rekiny – oczywiście nie wypełzają na plaże, ale lubią przyczaić się w wodzie. Bez obaw! Straż Rekinowa jest tu lepiej działająca niż wywiad wojskowy w Polsce! Co kilkanaście metrów są budki, w których strażnicy mają tylko jedno zadanie; wypatrywać ewentualne rekiny.
Ceny w randach
W Afryce walutą jest rand. W przeliczeniu 1 rand = 28 groszy. A w praktyce, życie w Afryce (noclegi, jedzenie, ubrania, kosmetyki) można przeliczyć 1:1 z tym polskim. No, jedzenie było nieco tańsze w lokalach i było go więcej. I pyszne. Przepyszne.
Jesus my Savior
W RPA każdy w coś wierzy. Większość ludzi to chrześcijanie, a ich wiara jest bardzo żywa. Nabożeństwa w kościołach trwają kilka godzin, tańczy się, klaszcze, śpiewa, jest głośno, wesoło, z przytupem! Jeśli chcesz, możesz usiąść, jeśli chcesz, możesz stać, kolebać się na boki, podnieść ręce, możesz znaleźć swoje miejsce w takiej społeczności; jeśli potrzebujesz czasu dla siebie z Bogiem, możesz się „wyłączyć” i przeżywać ten czas po swojemu.
Ludzie wierzą, ich wiara jest prosta i konkretna: wierzymy w Boga, który nas kocha i jest żywy, działający. Spontanicznie, z potrzeby serca opowiadają jak zostali uzdrowieni z chorej wątroby, raka, czy postrzału z broni palnej. Codziennie na ulicach, plażach i w pociągach ludzie się nawracają do Jezusa, a na ulicach jest coraz bezpieczniej.
Pingwiny z…. RPA i inne atrakcje
Pingwin i Afryka? A jednak! Mieliśmy okazję odwiedzić miejsce z setkami pingwinów i praaawie że pingwiniaste pogłaskać : -)
Chodziliśmy też po górach, w których co krok zadziwiało mnie coś innego; to kwiatek o idealnie kwadratowych płatkach, to uwielbiający na głos Boga człowiek, to ostrokrzew w przepięknych barwach.
Co rusz odwracałam się za siebie i mówiłam „Wow” w wyprawie na Przylądek Dobrej Nadziei; to widziałam strusia, to pawiana z maleństwem na plecach, to dech w piersiach zapierały widoki.
Jeśli ktoś ewidentnie lubi duże miasta, na pewno nie umrze z nudów w Kapsztadzie; mnóstwo sklepów, bazarków (trzeba się targować, inaczej cię oskubią) , kafejek na rogu z pyszną kawą, ulicznych muzyków, kolorów…
Ludzie bezdomni
Na ulicach Muizenbergu jest całkiem sporo bezdomnych. Ale nie płaczą z tego powodu. Na rogu głównej ulicy życie wre! Tapczan, radyjko, pies i plotki. Bezdomni w celach zarobkowych imają się każdego zajęcia, a są pomysłowi! Na przykład przywdziewają odblaskową kamizelkę i pomagają znaleźć miejsce parkingowe ;- ) Miasto regularnie odbiera od nich śmieci oraz pierze ubrania.
Koszty imprezy
Pewnie interesuje Was, ile nas ta przyjemność kosztowała? No to tak: był to wyjazd na tak zwaną własną rękę, nie z biura podróży. Bilety na samolot (15 h lotu w 1 stronę – w sumie bo z 1 przesiadką w Dubaju) kiedy zobaczyłam je po raz pierwszy kosztowały ponad 4 tys.zł (2 strony, 1 osoba) Ale postanowiliśmy poczekać, aż nieco spadną, włączyłam alert cenowy na wyszukiwarce lotów i tym oto sposobem udało nam się kupić bilet dla 1 osoby w 2 strony za 2300 zł. Liniami Emirates ; prawdziwy luksus! Podczas tak długiej podróży to ma znaczenie.
Za noclegi w pensjonacie 5-7 min.spacerem od plaży zapłaciliśmy we dwójkę (15 nocy) ok. 1800 zł. Noclegi załatwili nam ci świeżo-poślubieni ; – ) Ale ogólnie nie jest to problem, można znaleźć.
Jedzenie – „na mieście” tylko i wyłącznie. Kupowaliśmy wszystko na co mieliśmy ochotę i czego potrzebowaliśmy (śniadanie, obiad, kawa, owoce, soki owocowe, przekąski, brownie : – ) )
Szmery-bajery (ciuchy, prezenty dla bliskich, przejazdy pociągiem, bilety wstępu) czyli wszystko pozostałe. Żyliśmy jak pączki w maśle, nie odmawialiśmy sobie niczego na co mieliśmy ochotę, to cała reszta i już podsumuję.
(2 osoby)
Bilety lotnicze ok. 4700 zł
Transport w Polsce (dojazd do Warszawy, z powrotem, tłuczenie się pociągami i autobusami) ok. 140 zł całość (wyhaczyliśmy tani Polsi Bus)
Noclegi ok. 1800 zł
Cała reszta; ok. 1500 zł
Czyli podsumowując, cały wyjazd wyniósł nas ok. 8200 zł
Teraz porównując: oferta z biura podróży to „już od” 8 tys.zł/ tydzień/ 1 osoba
…a gdzie pingwiny, gdzie brownie, gdzie cała reszta? : – )
Wspomnienia
Osobiście małą wagę przywiązuję do typowych atrakcji turystycznych. Dla mnie znaczenie ma zupełnie coś innego – z czym związane są pozytywne uczucia. Jednym z nich było codzienne śniadanie, najczęściej kawa kupowana „u pana w sklepie z Colą” ;- ) W Muizenbergu jest sklep, który jakieś 100 lat temu upodobał sobie Coca-Colę. Na jego ścianach wiszą bardzo stare reklamy Coli, na półkach stoją zakurzone butelki pamiętające czasy II wojny światowej. Sklep jest jednocześnie barem serwującym… na przykład pyszne hot dogi i takąż kawę! A jego obsługa; zawsze uśmiechnięty, serdeczny człowiek to jedno z moich najmilszych wspomnień.
Podobnie jak magiczne Boże Narodzenie – najlepsze w moim życiu, choć bez karpia i grochu z kapustą za to z Colą i frytkami.
Innym cudownym wspomnieniem jest fish & chips (najlepsze na świecie, jestem o tym przekonana) jedzone w Fish Hoek; przystani, gdzie spotykali się wszyscy; miejscowi, turyści, bogatsi i ubożsi, jedzący palcami rybę z frytkami z gazety :- )
Ludzie. Oni tworzyli tę niepowtarzalną atmosferę. Czymże byłoby tysiące pingwinów, szafirowe fale oceanu, ciosane frytki i kolorowe domki, gdyby nie uśmiechy i serdeczność ludzi?…. :-)
Jeśli macie jakieś pytania, nie wahajcie się użyć komentarza lub wiadomości prywatnej : – )
A teraz to, co Internauci lubią najbardziej! Fotki. Każdą z nich można zobaczyć w pełnym rozmiarze.Wystarczy kliknąć na nią.
Pawian z maleństwem
Tak się odpoczywa w Afryce. Spójrz teraz na literkę “y” w słowie Afryka i podążaj w górę :)
Ślub na plaży? A kto zabroni?!
Przystań Fish Hoek
Odpoczywać można na trawniku, ale i w wodzie
to z wyprawy w góry w Muizenberg; “nasza” plaża
To również Muizenberg.
Ale to….. Kapsztad (wyjątkiem są te małe domki – Muizenberg)
zakupy….oczy można zgubić!
Jak wspominałam, wiara jest tam bardzo żywa i ekspresyjna
Prawda, że całkiem zachodnioeuropejski wystrój domu?
“Bo zima wasza to nie zima moja”… :-)
Pawianki w drodze na Przylądek Dobrej Nadziei
Pociągiem wszędzie!
Jedyny katolicki kościół w mieście, prawie że atrakcja turystyczna. Z ok.1880 r.
Cmentarz.Tu tego nie widać, ale wiele “grobów” to tylko pamiątkowe kamienie wielkości piłki do koszykówki, powtykane w różne części ogrodu.
Blue Bird jedna z moich ulubionych miejscówek. Można tu się napić, poznać innych ludzi. A dokładnie dzień później hala zamieniła się w salę weselną :- )