Witajcie moi Drodzy okołoświątecznie.
Dzisiaj chciałabym się z Wami podzielić ciekawymi tekstami, które ostatnio czytałam i jakimś filmem. A także pewną refleksją dotyczącą przygotowań do świąt, ale nie tylko do świąt. Od niej właśnie zacznę. Wolisz posłuchać? Kliknij tutaj.
W świętach Bożego Narodzenia upatruję wielu plusów – jako miłośniczka ryb, czekam na kolejną okazję do ich konsumowania. Jako miłośniczka ośnieżonych szlaków górskich, czekam na te wyprawy, zwłaszcza, że …jako miłośniczka wolnego czasu i nieśpieszności, z radością podejmę takowe wędrówki.
Natomiast jest jeszcze coś, co uwielbiam robić, a mianowicie: kartki okolicznościowe. Boże Narodzenie to bardzo sprzyjająca okoliczność! Wiem też, że są na tym świecie osoby, które na taką kartkę czekają.
A jednak ostatnio zwątpiłam w sens tego przedsięwzięcia. Jak to się stało?
Chodząc sobie po moim ulubionym sklepie (Action) w którym zawsze mam coś do nabycia i jest to z papieru, zobaczyłam kartki bożonarodzeniowe. Były piękne! Takie same, jakie widziałam w Anglii w specjalnym sklepie zadedykowanym tylko kartkom okolicznościowym! Z wytłoczonym obrazkiem świątecznym w stylu retro, przedstawiającym przeróżne sceny z życia zimowego. Mam jeszcze kilkanaście takich zakupionych w Colchester i trzymam je w pudełku jak skarb. Niepotrzebnie, bo dziś znajduję je w polskim sklepie za śmieszne pieniądze. Pakowane po 10 sztuk kosztują około 6 złotych.
I pomyślałam: moje wysiłki są daremne. Po co komu niedoskonałe kartki tworzone na bazie bloku technicznego, skoro te piękne, zachwycające są na wyciągnięcie ręki?
Czy moje wysiłki mają sens?
Bo ja się do całego procesu robienia kartek (a także pakowania prezentów!) przygotowuję od rana! Zaparzam kawę,(możesz się do tego przyczynić – kliknij BUYCOFFEE) włączam muzykę – zwykle kolędy i pastorałki i zaczynam wyciągać całe zaplecze kartkowe – a mam do tego celu dwie pokaźne szuflady (wstążki, różnokolorowe papiery różnej struktury, guziki, brokaty, wycinki z gazet, naklejki, obrazki, koperty, drewniane ornamenty itp.) i wiele pomniejszych!
Podczas tworzenia, mój pokój roboczy wygląda jak prezentowy magazyn mikołajskich elfów – koty nie wiedzą, gdzie łapę postawić, a samo sprzątanie zajmuje mi zwykle kolejną godzinę. Bo kartka musi zawierać treść – a tę przygotowuję godzinami; treść zwykle składa się z różnych cytatów, z książek i magazynów, które przeczytałam w ciągu minionego roku. Muszą też pasować do osoby – a ja znam osoby, którym je wysyłam.
Szczęśliwa, raz po raz smaruję grzbiet żółtą maścią z apteki, lub łykam jakiś środek przeciwbólowy, bo to jednak wyzwanie dla kręgosłupa, ale gdy mam przed sobą dzieło skończone, takie od serca dla kogoś, czuję spełnienie.
Kilka tygodni temu, po przechadzce w Action, miałam kryzys twórczy, raz po raz zapytując siebie o sens. Postanowiłam wtedy wstępnie, że nie będę robić żadnych kartek, szkoda mojego zdrowia, czemu to ma służyć?
Ale gdy pobyłam z tą myślą kilka kolejnych dni stwierdziłam, że nie umiem. Bo w święta może nie być ryby, śniegu, choinki, ale kartka być musi – jako błogosławieństwo dla drugiej osoby i podsumowanie roku.
Z ilu jeszcze rzeczy mam zrezygnować, które karmią moją własną duszę? W obliczu pośpiechu obecnych czasów i chłonięcia, konsumowania, a mniej produkowania, ofiarowywania, to jest moje miejsce niczym SPA dla duszy; to jest czas, który mi ustawia jestestwo w balansie. Chcę więcej produkować, kreować, niż pobierać, konsumować. Dzięki takiemu nastawieniu czuję, że moja dusza jest stale młoda, czujna, świeża.
A Ty coś produkujesz? Róbmy to. To rozwija. A nam grozi niedorozwój, bo jesteśmy wychowywani na konsumpcjonistów w pierwszej kolejności. Oducza się nas tworzenia, daje się nam masówkę w sklepach, tylko przyjdź i kup, dorysuj, uzupełnij, pokoloruj. Resztę zrobiono za ciebie, ty już nie musisz, odpocznij, nie myśl, po prostu przyjmij.
Bardzo doceniam rękodzieło i nie, nie hejtuję rękodzielników, którzy chcą za swoją robotę dziesięć razy więcej, niż w sklepach za podobny produkt. Kupuję od rękodzielników, bo wiem, ile pracy to kosztuje, a każdy ich produkt jest unikalny. Jest przepływ między człowiekiem a człowiekiem; ktoś ma pomysł i pasję, by wytworzyć coś przydatnego, pięknego i chce puścić w świat swoją energię.
Niedawno uświadomiłam sobie, w jakim zagrożeniu trwa nasz mózg – obawiam się, że jeśli niczego nie zmienimy, zaczniemy szybciej chorować na choroby neurodegeneracyjne. Bo nie sprzyja nam nic; ani dieta, ani jakość powietrza, ani cywilizacja, ani styl życia, który często zamienia się w stagnację i bierne przyjmowanie; produktów i treści. O tym będę szerzej pisać w innych postach, dzisiaj chcę przed świętami zaapelować: to dobry moment, by tworzyć. Wątpię, by wśród Czytelników było wielu szaleńców kochających tworzyć kartki bożonarodzeniowe, ale sądzę, że jest Was wystarczająco dużo, kochających tworzyć wypieki, pakować prezenty, dekorować dom, tworzyć samodzielnie dekoracje świąteczne. (Pozdrowienia dla Drogiego Kolegi, który rok w rok wyciąga z szafy ubraną już, gotową do postawienia na stole choinkę!)
Zatem oświadczam: w tym roku znów ruszam z kartkami, niczym elf w wiosce Mikołaja! Możecie podejrzeć je tutaj: prezenty.z.nieba
Polecam filmy i książki oraz artykuły
Chciałabym Wam polecić coś okołoświątecznego, trochę lekkiego, trochę zabawnego i jednocześnie refleksyjnego. Taką książką, którą przeczytałam ostatnio jest „Zapach pomarańczy. Życie dominikańskie z innej perspektywy” – autorstwa Krzysztofa Pałysa OP, Szymona Popławskiego OP wydane przez wydawnictwo dominikańskie W drodze.
Książka opisuje osobiste doświadczenia autorów jako zakonników, wspomina o decyzji o wstąpieniu do zakonu dominikanów, a także ich refleksje na temat życia, duchowości i spotkania z Bogiem. W książce dominują tematy takie jak przemiana, powołanie oraz poszukiwanie sensu i celu życia, często osadzone w kontekście codziennych doświadczeń. Autorzy sięgają do prostych, ale głębokich refleksji, które mogą stanowić inspirację dla osób poszukujących sensu i duchowości w swoim życiu.
„Zapach pomarańczy” jest także książką o przyjaźni, wzajemnym wsparciu i życiu w zgodzie z własnym powołaniem. W książce pojawiają się liczne, zabawne anegdoty i wspomnienia, które przybliżają czytelnikowi życie w zakonie i poszukiwanie duchowej drogi.
To, co mnie ujęło to miłość. Ona mnie wręcz zawstydziła. Mogę sobie wyobrazić, że zakonne życie dalekie jest od ideału – o czym zresztą autorzy wspominają, rozwiewając wątpliwości poprzez liczne przykłady, które często wywołują salwy śmiechu – ale to, na czym został zakon dominikanów zbudowany, jak jest prowadzony, jak egzekwowane są w nim chrześcijańskie wartości, z których największą jest miłość w mądrości Bożej, to mnie zawstydziło.
Zwykliśmy mówić, że duchowni nic nie wiedzą o świecie zewnętrznym, że ożeniłby się jeden z drugim, miał dzieci, to by dopiero wiedział, czym jest poświęcenie i trud. A ja Wam powiem, że opis życia zakonnego w tej książce, przytoczone przykłady pokory, poświecenia i miłości jeden do drugiego, mnie onieśmieliły, doprowadziły do refleksji: „Boże, a ja żem myślała, że umiem kochać ludzi!”. Jeśli nie boisz się skonfrontować ze swoim chrześcijaństwem w praktyce, polecam Ci tę książkę.
Kolejną ciekawą pozycją jest mój ulubiony miesięcznik, czyli W drodze. Numer grudniowy dawkuję sobie niczym pięciogwiazdkową Metaxę, już jestem nim zachwycona, ale równie gorąco polecam numer listopadowy – można go bez problemu nabyć na stronie wydawnictwa; w wersji elektronicznej lub papierowej.
Dlaczego polecam?
Bo ten numer porusza wiele tematów i wiele wyjaśnia. Między innymi: jak się stało i dlaczego „odcięto” rozwodników od eucharystii, po co człowiekowi eucharystia, jaką niebagatelną rolę w życiu człowieka odgrywa życzliwość. Tutaj cytat:
„Mało kto przypuszcza, że jedną z uniwersalnych metod zapobiegania samobójstwom jest życzliwość” – przekonuje prof. Brunon Hołyst, wybitny ekspert z zakresu suicydologii.
Numer listopadowy porusza temat kościoła jako wspólnoty, a nie instytucji, czyli dokładnie ten temat, o którym niedawno pisałam na blogu w poście: „Kościół dla dorosłych”.
Opisuje skąd się wziął i jak kiedyś był świętowany Dzień Wszystkich Świętych i zaduszki. Wyjaśnia także, jak powstała nauka o czyśćcu, a w końcu porusza temat śmierci – w sposób bardzo ludzki, bo proponuje wywiad z doulą umierania, rozbrajając bardzo prosto i przyjaźnie temat, który dotyczy nas wszystkich – zakończenia istnienia w obecnej formie.
Artykuł, który poruszył mną do głębi, to ten o paraolimpijczykach. Zapodany w niezwykle przyciągający sposób – gdy go przeczytałam, długo jeszcze dochodziłam do siebie, nie mogąc uwierzyć, jaką siłę ma człowiek. Na jaki to Boży obraz został stworzony – historie nieprawdopodobne!
Numer porusza też temat samobójstw wśród duchownych. Tak, one się zdarzają całkiem często i są alarmujące, bo zwykle nieoczekiwane, a duchowni – jak się okazuje – nie mogą liczyć na solidną pomoc i zrozumienie.
To nie koniec tematów prozdrowotnych. Jestem wdzięczna pomysłodawcy, że zdecydował się na artykuł „Życie po udarze”. Ta sytuacja spotyka coraz więcej, coraz młodszych osób i jest główną przyczyną kalectwa. Udar niedokrwienny lub krwotoczny może przytrafić się każdemu w każdym wieku – w numerze przeczytamy relacje osób, którym się przytrafił i z czym się wiązał.
Propozycje, które Wam tu przedstawiłam, są pełne mądrości i ona tak bardzo dominuje w tych tekstach, iż po przeczytaniu ich, znowu pomyślałam: świat dobrze został stworzony, a każdy kto szuka dobrego życia, powinien szukać przede wszystkim Bożej mądrości i będzie miał dobre, spełnione dni do samego końca.
Na koniec mam dla Was propozycję filmową. Ostatnio nie oglądam zbyt wielu filmów na rzecz czytania, ale jeden, na który warto się zdecydować cała rodziną nawet, to serial „Tajny informator” z Tedem Dansonem w roli główne. Gra on rolę emerytowanego profesora, wdowca,, który zostaje zwerbowany przez prywatnego detektywa, by przeniknął do tajemniczego domu opieki w San Francisco, gdzie mogą dziać się nielegalne i podejrzane rzeczy. Zadanie polega na tym, by pod przykrywką starszego, nieszkodliwego pensjonariusza zebrać informacje na temat pewnych osób, które mogą mieć związek z tajemniczymi kradzieżami cennych rzeczy.
Profesor, który początkowo wydaje się być niechętny takiemu wyzwaniu, z czasem odkrywa, że może wnieść coś cennego do sprawy i znaleźć w tym nowy cel życia.
Serial jest zabawny, ciepły, w sam raz na przytulne wieczory.
No a co u Was?