Spokojne przechodzenie jesieni w zimę wcale nie jest przykrym okresem. Zabezpiecza się wtedy różne rzeczy, gromadzi się i chowa jak największą ilość zapasów. Przyjemnie jest zebrać wszystko, co się ma, tuż przy sobie, możliwie najbliżej, zmagazynować swoje ciepło i myśli i skryć się w głębokiej dziurze, w samiutkim środku, tam gdzie bezpiecznie, gdzie można bronić tego, co ważne i cenne, i swoje własne.
(Tove Jansson, Dolina Muminków w listopadzie)
Spokojne przechodzenie? Zebranie tego, co ma się przy sobie? Swoje własne? Widać, że muminki żyły w świecie baśni!
Jak już pisałam, jestem jesieniarą (ale tą wczesną! Nie listopadową!) i z przyjemnością moszczę sobie gniazdko na ten czas lekkiej hibernacji, czas jesienno-zimowy. Tak, robię zapasy spożywcze, zbieram orzechy, grzyby, liście, szyszki i pióra, które chcę zachować świeże całą zimę, uwiecznić. Robię też świeczki; te sojowe i te z więzy pszczelej, a kolejne kominki zapachowe zaczynają migotać w niemal każdym pomieszczeniu.
Tymczasem w Internecie…
Istny jesienny szał!
Kubki, figurki (dynia rulez!) a nade wszystko toksyczne świeczki, plastikowe sweterki, kapcie i piżamki.
O czym ja mówię?
Ano o tym, że obecnie jest wiele ubrań oraz narzut, koców, które lubimy kupować ze względu na ich wyjątkową miękkość, puchowość wręcz. Gdy przeczytamy etykietkę, możemy się dowiedzieć, że pochodzą z plastiku recyclingu, co oznacza…że nadal są plastikiem! Pod jaką nazwą możemy je znaleźć? Poliester, poliamid, spandex.
Czasem mają nikłą (10%) domieszkę bawełny nieznanego pochodzenia lub innego materiału, ale to nadal jest plastik.
Gdyby ktoś nie rozumiał powagi sytuacji, to ja zapytam, czy ktoś z tutaj czytających posiada kalosze. Świetnie! Czy chodzi w nich w deszczowe dni? No tak, do tego służą. Czy nosi je na gołą stopę? Wątpię. Czy w nich śpi? Nie umiem sobie tego wyobrazić. A jednak masa ludzi, masa tiktokerek, instagramerek śpi w plastiku! Bo tym właśnie są: poliester, poliamid, spandex.
Ja wcale nie byłam mądrzejsza. Zanim wyrzuciłam z szafy cały poliester i jego kumpli, zostawiając tylko ten, który nie ma bezpośredniego kontaktu z moją skórą (np. kurtka) od czasu do czasu padałam ofiarą znanej słabości – a mianowicie oszustwie wizualnym. Bo to ładnie wyglądało, było milusie, cóż mi się może stać?
I tak zostałam właścicielką golfa, w którym tylko marzłam, ba! On mnie chłodził! Naprawdę, świetny na upały…
Kilku bluzek, które nie nadawały się do noszenia już po jednym praniu.
I wtedy też zaprzestałam kupowania czegokolwiek z sieciówek, bo w nich zazwyczaj znajdziemy sztuczne produkty – oczywiście, zdarzają się i te naturalne jak len czy bawełna, ale… czy one naprawdę są takie naturalne? Śmiem wątpić. Jest bowiem bawełna i bawełna, a z tym odsyłam Was do vlogerki, którą cenię, czyli Ani Gemmy.
Czemu warto zrezygnować z poliestrowych ubrań?
Bo tak reklamowane, pokazywane produkty to rzeczy, które nie służą zdrowiu człowieka, a te same osoby, które robią haule zakupowe rodem z sieciówek, jednocześnie pokazują, co jedzą na śniadanie i zwykle są to przeróżnej maści superfood – domyślam się zatem, że chcą świadomie dbać o swoje zdrowie, zatem powinny też zadbać o to, by nie nosić na sobie plastiku.
Jak negatywnie wpływają na nas ubrania z poliestru?
Przede wszystkim są to: słaba przepuszczalność powietrza – problem z oddychalnością, zatrzymywanie wilgoci i brak naturalnego odprowadzania potu, przegrzewanie organizmu związane z zatrzymywaniem ciepła, słaba absorpcja zapachów – poliester, w przeciwieństwie do materiałów naturalnych, takich jak wełna czy bawełna, ma tendencję do szybkiego wchłaniania i zatrzymywania zapachów. Może to powodować, że nawet po praniu ubrania nadal będą wydzielać nieprzyjemny zapach, szczególnie jeśli były noszone podczas intensywnych aktywności.
Brak biodegradowalności i negatywny wpływ na środowisko. Poliester jest bardzo wytrzymały, ale to oznacza, że bardzo wolno się rozkłada w środowisku. Jako materiał syntetyczny produkowany z ropy naftowej, przyczynia się do problemów zanieczyszczenia środowiska, szczególnie gdy ubrania są wyrzucane. Mikroplastiki: podczas prania ubrań z poliestru, mikroplastiki mogą odrywać się od materiału i trafiać do wód, co ma szkodliwy wpływ na ekosystemy morskie i potencjalnie na zdrowie ludzi.
W XXI wieku człowiek jest przede wszystkim konsumentem, zanim przypisze się mu jakąkolwiek inną rolę społeczną.
Wiem, że wiele instagramerek, tiktokerek często kupuje (a najczęściej dostaje) dane ciuchy tylko na tę jedną sesję zdjęciową, o której nikt nie pamięta następnego dnia, a myślę nawet, że kilka minut po wyłączeniu danego wideo. Tak, dotarliśmy do takiego miejsca w historii ludzkości.
Zastanów się zatem, czy aby na pewno potrzebujesz plastikowego sweterka na jesień? Czy potrzebujesz kolejnych gadżetów, które nie pomogą ci załatwić kwestii, jakie prawdopodobnie trawią twoje wybory jako konsumentki. A jakie to kwestie?
Zdaję sobie sprawę z tego, że nadmierna konsumpcja (overconsuming) to problem, który jest w głowie, nie na zewnątrz. To pragnienie poczucia bezpieczeństwa, choćby chwilowego, to próba złagodzenia napięcia.
Zakupy często służą jako mechanizm radzenia sobie z lękiem, stresem, depresją lub poczuciem pustki. Konsumpcja staje się sposobem na ucieczkę od emocji, a sama czynność zakupów daje chwilowe poczucie kontroli i satysfakcji. Materialne przedmioty są często postrzegane jako sposób na uzyskanie szybkiego poczucia szczęścia lub nagrody. Osoby o niskim poczuciu własnej wartości mogą poszukiwać akceptacji i uznania poprzez konsumpcję. Kupowanie nowych ubrań, gadżetów czy innych dóbr może stanowić sposób na poprawę swojego wizerunku w oczach innych lub siebie.
Wreszcie FOMO – pisałam już o tym tutaj. FOMO to lęk przed tym, że coś nas ominie, co często napędza nadmierną konsumpcję. Ludzie czują presję, by nadążać za trendami, posiadaniem najnowszych technologii lub produktów modowych, aby nie czuć się wykluczonymi z grupy społecznej. Nadmierna konsumpcja może być wynikiem słabej kontroli impulsów, nudy, pragnienia kupienia „szczęścia” lub po prostu, ujmując klamrą: braku sensu w życiu.
Mówię tutaj o nadmiernym konsumpcjonizmie. To, że od czasu do czasu kupujemy coś, co niekoniecznie jest nam potrzebne, ale po prostu się nam podoba, nie musi być podparte żadnym osobistym problemem.
Polecam również video Natlii Venus pt. ” nie potrzebujesz jesiennych zakupów czyli pumpkin spice latte, swetry z poliestru i boo baskets”
Jak można zrobić sobie jesień?
Tak jak Muminki – samemu, samej. Zamiast wydawać pieniądze na rzeczy, produkowane jako masówka w pocie czoła i prawdopodobnie kiepskich warunkach (odsyłam do Ani Gemmy) przez ludzi otrzymujących za tę pracę przysłowiową miskę ryżu, a które nie dotrwają w twoim domu do następnej jesieni, i których naprawdę nie potrzebujesz ani tej jesieni, ani wiosną, ani nigdy, idź do lasu czy parku. Pozbieraj prawdziwe, jesienne gadżety, wśród których raczej nie znajdziesz białych dyń, czyli szyszki, liście, gałązki i z tego zrób sobie przytulny, jesienny nastrój w domu.
Jesień – w naturze i bardzo dawno temu, a dziś jeszcze wśród rolników, to czas wyhamowania, zwolnienia. Dzisiaj w naszej cywilizowanej, sztucznie stworzonej rzeczywistości to raczej niemożliwe, ale można dobrowolnie robić sobie chwile, godziny, dni wyciszenia – nic nie daje takiej satysfakcji oraz poczucia sprawczości jak własnoręcznie wykonane ozdoby na przykład wykonywane z uważnością świeczki, zakładki do książek, wieńce na drzwi, czy inne kreatywne kompozycje.
Polecam też przekierowanie się na coś, co rzeczywiście nas buduje, poszerza nasze horyzonty, jak chociażby czytanie wartościowych książek, tworzenie; muzyki, poezji, listów (!) prowadzenie dziennika, spotkania ze znajomymi i przyjaciółmi w tych jesiennych okolicznościach przyrody – obecny czas naprawdę temu sprzyja.
Konsumentem jesteśmy cały rok, dzień po dniu – może teraz jest pora by zrobić sobie czas … producenta?