Film tygodnia:  Szkoła życia 

 

Nauczyciel to zawód piękny. Piękny, wymagający, wdzięczny i niewdzięczny zarazem. Czegokolwiek by nie wymienić, nauczyciele pod każdą szerokością geograficzną doświadczają satysfakcji z owoców swojej profesji, jak i zmagają się z ansami społeczeństwa i władzy, która oczekuje od nauczyciela bycia elokwentnym, zaangażowanym polihistorem za przysłowiową miskę ryżu.

 

Mimo, że akcja naszego filmu pt. „Wolność słowa” (2007) dzieje się w Kalifornii, a szkoły amerykańskie przedstawia się w filmach nad wyraz pozytywnie, ta historia jest oparta na faktach. A one są następujące:

 

Erin Gruwell jest świeżo upieczoną nauczycielką języka angielskiego i poznajemy ją pierwszego dnia jej pracy, gdy rozpromieniona, pełna zapału wkracza do gabinetu dyrektora.
Ma objąć pierwszą klasę trudnej młodzieży.

Gdy razem z nią wchodzimy do klasy, trudno oprzeć się wrażeniu, że mamy ekipę z „Młodych gniewnych” (1995) tylko zamiast Michelle Pfeiffer, wysłano Hilary Swank.

Młodzi ludzie fundują Erin mniej więcej to samo, ci ich starsza o dekadę wersja, ale i mają te same problemy; wojny gangów, rozbite rodziny, przemoc systemowa. Światem tych młodych rządzi prawo pięści i brak jakichkolwiek perspektyw. Marzenia? Dożycie osiemnastki.
Jednocześnie czują się kompletnie nierozumiani przez białych pedagogów, którzy postawili na nich krzyżyk – szkoła od lat jest jedynie przechowalnią chuliganów, przed którymi nie rysuje się żadna dobra przyszłość i dokładnie tak traktują ich wszyscy nauczyciele.

 

Wszyscy, tylko nie Erin, która dzień po dniu wychodzi ze swojej strefy komfortu i znajduje w sobie … prawdziwego pedagoga. Tam, gdzie inni widzą pola chwastów, Erin widzi łąkę kwiatów, którym trzeba pomóc wzrosnąć i w końcu odkryć ich własny potencjał.

Przełomem w relacji obu stron jest prześmiewczy rysunek wykonany przez jednego z uczniów. To wydarzenie wydaje się być pierwszym krokiem do dużych, dalekosiężnych zmian z postacią Miep Gies w tle! (warto wygooglować)

 

Jednym z zadań, które daje uczniom Erin jest prowadzenie pamiętnika. Nauczycielka instruuje podopiecznych, by zapisywali swoje osobiste historie każdego dnia, a jeśli chcą się nimi podzielić, niech zostawią swój zeszyt w specjalnej szafce.
Pierwszego dnia Erin znajduje w szafce zeszyty wszystkich uczniów.

 

Ponieważ gorąco chcę Was zachęcić do seansu, nie będę zdradzać detali. Nie napiszę Wam teraz,
– jakie zmiany nastąpiły w osobistym życiu pani Gruwell
– jak potoczyły się dalsze losy całej klasy
– jakie pomoce dydaktyczne i lifehacki wymyślała Erin, by wyprowadzić swoją klasę na ludzi. (i do ludzi!)
– do czego doprowadziło prowadzenie pamiętników

 

Powiem tylko tyle, że rzeczy niemożliwe siedzą w pudełku z taką etykietą, dopóki pudełko nie zostanie otwarte, poruszone – wówczas okazuje się, że tak naprawdę granice możliwości nie istnieją dla żadnego człowieka; ani ucznia, ani nauczyciela.

Erin Gruwell to udowodniła – a że jest postacią prawdziwą, jej czyny za nią idą. Jako nauczyciel, wydała najlepsze świadectwo.

 

Film (Netflix) jest tym z gatunku podnoszących na duchu, pokazujących, że można i trzeba przesuwać niepotrzebne granice. Ogląda się go dobrze – jest jeszcze zrobiony w tych latach, gdzie filmy potrafiły w sposób nieśpieszny, ciepły, nieść wartościowe treści.
A może już go widzieliście? Co sądzicie o tej historii? Podzielcie się w komentarzu lub na FB.