Nadchodzą trudne czasy. Trudne i niebezpieczne. Nadchodzi czas zmian. Przykro byłoby starzeć się w przekonaniu, że nie uczyniło się niczego, by zmiany, które nadchodzą, były zmianami na lepsze. Prawda? (Yennefer, „Saga o wiedźminie”)
Prawda.
Wielu z nas czekało na amerykańsko-polską ekranizację „Wiedźmina”. I doczekaliśmy się. Jestem ciekawa Waszych opinii, tymczasem podzielę się swoimi – i mojego męża, niekwestionowanego fana Wiedźmina.
Lubię postać Geralta – czy to odgrywanego przez Żebrowskiego, czy teraz, przez Henry’ego Cavill’a. W tym ostatnim lubię z kolei to, że jest to aktor z pasją; sam jest wielkim fanem „Wiedźmina” i na casting zgłosił się jako jeden z pierwszych kandydatów, a potem, gdy przesłuchiwano kolejnych 200, oczekiwał z niecierpliwością na decyzję. Marzył o roli Geralta. I takie marzenia ja szanuję; uważam, że we wiedźmina z Rivii włożył całe swoje zaangażowanie.
Sam wątek filmu – WIEM – niejednego wkurzył; można było pogubić się w chronologii, której de facto nie było, jednak bardziej to wkurzyć musiało tego widza, który opowiadań Sapkowskiego nie czytał, bowiem i nie wszystkie z nich były uporządkowane.
Ale tym, którzy czują się srogo zawiedzeni po obejrzeniu pierwszej części , mogę chyba śmiało powiedzieć: potraktujmy pierwszy sezon jako wprowadzenie. Otwarte zostały główne wątki opowieści i ja już czekam z zaciekawieniem, jak twórcy je rozwiną. Czy pokażą jak ewoluuje postać Geralta? Bo przecież ewoluuje; Geralt wychowany na – nie bójmy się użyć tego słowa – psychopatę; istotę wypraną z emocji i uczuć, stopniowo odkrywa świat pełnego człowieczeństwa.
Samo przesłanie Wiedźmina jest bardzo ciekawe i głębokie – konflikty między gatunkami (ludzie, elfy, krasnoludy, niziołki i inne) ma nieść ponadczasowy obraz i współczesnego świata, pełnego nietolerancji, poczucia wyższości, ksenofobii, rasizmu, gier politycznych. Sam wiedźmin nie stoi po żadnej ze stron, jest apolityczny, jest prawie niemym wędrowcem, najemcą zabijającym szeroko rozumiane „potwory”. I sam musi zmagać się z przejawami rasizmu i ksenofobii. Jest szykanowany ze względu na wygląd (że młody, a ma białe włosy), sposób bycia (miecz noszony na plecach?!) pochodzenie (jak mawiano „Każdy Riv to oszust”) wreszcie za to, jaki jest , nie mając na to wpływu (nie pasował ani do ludzi, ani do nie-ludzi). Jednakże
„Wiedźmin akceptuje istnienie różnic. Zdaje sobie sprawę ze swojej odmienności, ale stara się jej nie podkreślać.” („Wiedźmin – bohater masowej wyobraźni”- praca zbiorowa R.Dudziński, J.Płoszaj i inni)
Czarna owca
Nie każdy rozumie i potrafi zaakceptować różnice kulturowe. Lauren S. Hissrich czyli producent wykonawczy a zarazem główny scenarzysta serialu telewizyjnego, a krócej: showrunnerka, jest kolejną osobą, która stara się zadowolić wszystkich i każdego z osobna oraz włączyć element „pokuty” w narodzie amerykańskim. W tym celu wprowadza do świata przedstawionego czarnego elfa……i całe mnóstwo czarnoskórych driad. Z kolei do roli jasnowłosej Ciri, rozważała zaangażowanie znowuż, ciemnoskórej aktorki, co spotkało się z falą sprzeciwów i licznymi petycjami fanów sagi. Można rzec za bloggerem Hubertem Talerem, że
„Fantastyka, zarówno w swojej bardziej realistycznej odsłonie jako science-fiction jak i jako baśniowe fantasy, od zawsze dawała wgląd w coś więcej niż tylko w naszą ludzką rzeczywistość. Otwierała perspektywy nie tylko na inne światy, ale i na to, co istnieje poza byciem człowiekiem z planety Ziemia. Jak bardzo możemy się różnić od siebie, aby nadal uznać nas za ludzi? Czy możemy sobie wyobrazić cywilizację stworzoną przez istoty zupełnie nas nieprzypominające? Czy możemy zanegować to, co uważamy za pewnik i normalność: płeć, śmiertelność, zmysły, cykl rozrodczy, postrzeganie świata?”
Po czym pan Taler, wszystkich, którzy myślą inaczej niż on i nie uwierzyli do końca w tłumaczenia showrunnerki, nazywa idiotami. A mnie kompletnie nie chodzi o kolor skóry! Jak dla mnie elfy mogłyby być rdzennymi Amerykanami, a driady mieć tęczowe oblicza. Ja lubię, gdy doświadczam czegoś nieoczekiwanego dla mojej wyobraźni i akceptuję fakt, że to my zawężamy czasoprzestrzeń do bardziej nam historycznie znanego średniowiecza i kultury słowiańskiej (de facto, Andrzejowi Sapkowskiemu wcale nie o to chodziło!)
…mnie interesują wyłącznie motywy wplatania dziwnie gryzących się elementów. Powiem więcej – gdyby to dziś powstawała ekranizacja „Władcy pierścieni”, jestem niemalże pewna, iż część elfów, które w założeniu miały śnieżnobiałą lub szarą karnację, byłaby grana przez czarnoskórych aktorów. Czy to źle? Jak powtórzę: interesują mnie jedynie motywacje twórców, a te – moim zdaniem – bronią się słabo. Oto wspomniana showrunnerka wyjaśnia taką decyzję między innymi tak, że :
– Ta produkcja miała trafić do odbiorców w 190 krajach. We wszystkich kreatywnych adaptacjach zmiany są wprowadzane z myślą o odbiorcach.
– W historii dziejów było już wystarczająco dużo prześladowań czarnych ludzi.
Ciekawe stwierdzenie, bo z tego co wiem, to głównie biali Amerykanie prześladowali swoich czarnych braci jedynie z powodu koloru skóry. A Wiedźmin powstał – jakby nie było w Polsce, posiada „zaplecze” znanemu autorowi, czyli bardziej słowiańskie, zatem, aby zreflektować panią Hissrich, musimy tu uznać film za totalną adaptację powieści i uznać, że niejako „pokutuje” za grzechy swojego narodu.
Jednocześnie zgadzam się, że pomimo, iż historia Wiedźmina mówi o rasizmie, nie mówi o rasizmie jako kolorze skóry, ale o walce ras, uznaniu wyższości jednych nad drugimi – i tu uwaga: ludzie czują się lepsi od elfów, a elfy od ludzi- zatem mamy tu rasizm obustronny, nie ma kata i oprawcy, ale wszystkie rasy walczą ze sobą, uznając jedni drugich za gorszych od siebie.
Kilka lat temu żona Willa Smitha, Jada bojkotowała Oscary – jako że wśród nominowanych byli sami „biali”. I tu – moim zdaniem – w przypadku zastosowania poprawności politycznej, dojdzie do czegoś gorszego: do upupiania dorosłych ludzi. Bo czy dać nagrodę komuś, kto na to nie zasługuje, ale ma czarny kolor skóry? To jak z parytetami w sejmie – mają być kobiety, to weźmy pierwsze lepsze – nie muszą się znać na polityce, wystarczy, że są płci żeńskiej (no a co w takim razie z kolejnymi, odkrywanymi sukcesywnie płciami?…..) . Czy to nie przypomina nagradzania dzieci, żeby się cieszyły, że też mają tego lizaka, mimo, że nie przebiegły 200m jak inni, a jedynie 100?
Jak daleko można posunąć się w tej politycznej poprawności, by nadal było „normalnie”? Zwłaszcza, że Szymon Cieśliński w pracy „Wiedźmin – bohater masowej wyobraźni” mówi tak:
„Mówi się obecnie o rasizmie dyferencyjnym, który:
nie postuluje już wyższości jednych grup i ludów nad innymi, a „ogranicza się” do stwierdzania szkodliwości każdego naruszenia granic oraz niemożności pogodzenia ze sobą różnych trybów życia i tradycji”
I dalej
„Dawna kategoria „rasy” została tym samym zastąpiona m.in. terminem „imigracji”, a rolę natury przejęła kultura” (tamże, s.54)
Pisałam już o złotych spódniczkach – i w tego typu zagraniach – coraz częściej sprzedawanych w popkulturze – upatruję tylko problemów – z tożsamością własną i innych, z niemożliwą do przeprowadzenia próbą zadowolenia wszystkich, z unikaniem konfrontacji – i ze szczerością, kiedy człowiek nie boi się otwartych rozmów, kiedy nie szuka winnych, kiedy po prostu bierze odpowiedzialność za swoje życie.
Bo jestem ciekawa, jak wspomniana showrunnerka poradzi sobie w 2. sezonie Wiedźmina, kiedy to te czarne elfy i driady, wybrane po to, by „wybielić” (cóż za sarkastyczne słowo) grzechy rasistowskiej Ameryki, będą zwalczane przez człowieka….
Czy –tak jak moja koleżanka- mamy „czekać na świąteczny film z czarnym śniegiem”?
Czy
– Nie ma już na świecie wiary ani prawdy, ale chyba istnieje na świecie rozsądek? Co, Jaskier? Jest jeszcze na świecie rozsądek? (Geralt, „Saga o wiedźminie”)
Co powiecie?