Filmami jesień się zaczyna…. I ja mam dziś dwie, fajne propozycje.
Po pierwsze – czy choć raz wyobrażaliście sobie, że wehikułem czasu cofacie się do przeszłości, w której nie ma….tylu rzeczy! Wiele razy myślałam, co bym opatentowała, co wtedy, w Polsce (a może gdzie indziej?) by się sprawdziło? Bohater filmu o wymownym tytule „Yesterday” (2019) pewnego dnia znajduje się w takiej mniej więcej sytuacji – na całej Ziemi następuje zwarcie na łączach, na 15 sekund wysiada prąd, a Jack Malik; muzyk – amator , który stale nie może odnieść sukcesu, wpada pod autobus. Elektryczność powraca, on dochodzi do siebie, wraca do swojej codzienności i gdy wśród znajomych rzuca hasłem The Beatles….okazuje się, że NIKT nie wie, o co chodzi.
Jack nie może w to uwierzyć! Wpisuje w wyszukiwarkę hasło The Beatles i jego oczom ukazuje się….. rodzaj żuka. NIC, ani jednej wzmianki o popularnym zespole, ani słowa o Johnie Lennonie. Jack w jednej chwili podejmuje decyzję – on będzie Beatlesami, których nikt nie zna, on …. Przywłaszczy sobie ich piosenki.
I tak się dzieje. Jack jest tak przekonywujący, że pewnego wieczoru ma wizytę – Ed Sheeran we własnej osobie chce zaproponować mu wspólną trasę koncertową. To wszystko jest spełnieniem marzeń naszego bohatera – ale jednocześnie zaczyna go przerastać.
Podczas jednego z koncertów, w tłumie ludzi wypatruje wysoko uniesioną rękę, trzymającą zabawkową, żółtą łódź podwodną. Zamiera.
Jak dalej potoczyła się kariera Jacka? Co naprawdę gra w jego duszy? Z kim i z czym przyjdzie mu się zmierzyć na drodze sukcesu? Obejrzyjcie koniecznie – „Yesterday” – znakomity film ze świetną rolą Himesha Patela – myślałam, że skąd znam tę twarz. A jednak nie. Przejrzałam jego filmografię, nie widziałam żadnego z tych niewielu filmów, w których zagrał. Tym bardziej jestem pełna podziwu dla postaci Jacka Malika, w którą się wcielił. Film rozbrzmiewa piosenkami Beatlesów, zatem jest to sentymentalna podróż do przeszłości – dla każdego, komu choć raz zdarzyło się zanucić She loves you yeah, yeah, yeah……
Drugi film wydarzył się naprawdę i jest to dla mnie najbardziej nieprawdopodobna informacja o nim. Bo jest kilku przyjaciół – facetów, których poznajemy w dość dziwacznych okolicznościach…. Gdy jeden poluje na drugiego, wlepia mu berka i ucieka co sił w nogach. I oni to robią od 30 lat… ! Nie uwierzycie, ale każdy z pięciu chłopaków jest w stanie przelecieć samolotem z jednego końca Stanów na drugi, tylko po to, żeby wlepić koledze berka! Za każdym razem – ponieważ ich dorosłe drogi są dość rozbieżne – jest ten sam scenariusz: cały maj do dyspozycji. Kto dostanie berka jako ostatni (czyli do 31 maja do północy) przegrywa. Nic wielkiego! A jednak ta gra pochłania tyle emocji, że chłopaki nie cofają się przed niczym; zaskakują się w windach, szpitalu, parku, na lotnisku, a nawet na ceremonii pogrzebowej. Pewnego dnia ich święty Graal czyli kolega, który JESZCZE NIGDY nie był berkiem, bierze ślub….
I powtórzę raz jeszcze: ta historia wydarzyła się naprawdę. Na końcu filmu jest rozczulający wprost dokument. Gorąco Was zachęcam do…nadgonienia tego filmu! „Berek” (2018)