Znalazłam się na jednym z tych spotkań chrześcijańskich, na których miło ma być od początku do końca; wszyscy się uśmiechają, klepią po plecach, zapodają stonowane żarty. Gdy siadamy, zadaję pytanie: Słuchajcie, skoro już tak siedzimy, bracia i siostry chciałam was zapytać, jak radzicie sobie z własną agresją?
Cisza.
Wszyscy patrzą na mnie z uśmiechem, jakby nie bardzo wiedząc, o czym mówię. Cisza. Nikt nawet nie pisnął. Przejdźmy do następnego pytania – słyszałam to niewypowiedziane przez nikogo, dlatego tak dudniące zdanie!
Dziewczyny wyłączyły się z rozmowy prawie natychmiast, oddając palmę pierwszeństwa panom – agresja to w końcu domena mężczyzn, zupełnie obca kobietom. Chłopaki w końcu zaczęli żartować, o zajechaniu drogi, nadmiernie kontrolującym szefie, ale koniec końców wyszło na to, że żaden z nich – chrześcijan nigdy się nie złości, nie ma w nim krzty agresji!
Brawo Ty!
No i prawidłowo. Dążymy w końcu do tego, by być takimi jak Jezus….. On na pewno nie żył agresją, ale stoły w świątyni jednak powywracał. Wiemy jednocześnie, że Jezus był bez grzechu od samego początku do końca, również wtedy gdy ukręcił bicz i stoły pofrunęły, zatem ….. i Ty nie masz grzechu, dając upust swojej agresji. Tylko trzeba to zrobić z głową.
Agresja – dlaczego ją odczuwamy?
Agresja podobnie jak każda inna emocja jest od nas niezależna. Po prostu nie mamy wpływu na to, że odczuwamy złość, smutek, odrzucenie. Człowiek składa się z całej gamy uczuć i emocji i żadna z nich nie jest zła – mówi o jakiejś potrzebie. Gdy pozostaje niespełniona, pojawia się określone uczucie. Ale gdy zostaje spełniona, również odczuwamy emocje, np. radość. Prawdą jest, że możemy zaprzeczyć odczuwaniu złości, ale nie oznacza to wcale, że jej naprawdę w nas nie ma! Jest. I wylezie, tylko czeka na (nie)właściwy moment!
Dziewczynki, to też do Was
Tak, drogie, słodkie dziołszki – też jesteście agresor(k)ami. I to jakimi! Jeśli jesteście chrześcijankami, wiadomym jest, że siostry w Chrystusie nie wyszarpiecie za włosy. Ale czy nie wiecie, że wcale nie trzeba kimś szarpać, nadepnąć szpilką obcasa na stopę, by kogoś zranić – bo to ma na celu agresja. Przejaw agresji to nie zawsze nagły, ostry wybuch, krzyk, napady szału.
Auto-agresja to na przykład samookaleczanie się, zarzuty pod własnym adresem, nienawiść w stosunku do siebie, poczucie winy.
Agresja w stosunku do innych objawia się też przez … sarkazm, ośmieszanie, kpiny, bezkompromisowość w robieniu czegoś (np. usilne milczenie wobec kogoś, kto nam zawinił, dopóki nie przeprosi), krytykę.
Często mówi się, że kobiety mają gorzej – też odczuwają gniew, ale nie mają społecznego przyzwolenia na wyrażanie go. Już od dziecka, ilekroć się złoszczą słyszą „Taka ładna dziewczynka, a tak się złości!” albo „Złość piękności szkodzi”. No szkodzi, szkodzi. Ale duszy szkodzi jeszcze bardziej.
Naprawdę niejednokrotnie padałam ofiarą agresywnych kobiet działających w białych rękawiczkach. Naprawdę niejednokrotnie byłam agresorką w białych rękawiczkach.
Nie chcemy wyrażać tego, co czujemy, z bardzo prostych, wręcz logicznych powodów:
– by inni nie wykorzystali tego przeciwko nam
– by nie dać innym satysfakcji
– by nie wyjść na prymitywa
– by inni nie dowiedzieli się co naprawdę w nas siedzi. Nie chcemy dzielić się swoją duszą.
No i przyznajcie: często po wybuchu złości , która ….mija jakże szybko, czujemy się głupio. I tego też nie chcemy, bo musielibyśmy przyznać sami przed sobą, że zachowaliśmy się dziecinnie, egoistycznie. A nie chcemy wyjść na egoistów, którzy mają problemy ze swoimi uczuciami. Ze sobą.
Kobiety dodatkowo są od razu posądzone o to, że właśnie przechodzą okres lub PMS, że dawno nie miały seksu, że mają źle dobrane hormony. I wiecie co, to wszystko, może być prawdą, ba, nawet uważam, że w większości przypadków tak właśnie jest – ale i z tym trzeba sobie umieć radzić. Na początek
Przyznaj się
że odczuwasz negatywne emocje. Że czujesz się czasem wściekła, pominięta, smutna (nawet bez powodu, który łatwo można zdefiniować ) , potraktowana niesprawiedliwie. Faceci też tak się czują i często reagują agresją tam, gdzie jest to zupełnie niepotrzebne! Nie gdy bronią słabszego, ale gdy ktoś zajedzie im drogę. I to ma być mądre? Lepsze niż kobieca złość?!
Daj sobie prawo do odczuwania złości.
Ale zanim zaczniesz obmyślać zemstę lub wycofanie się, zrób to, co ja kiedyś wymyśliłam:
Zrób naprawdę 10 długich wdechów i wydechów. Wyobraź sobie tę emocję jako szklaną kulę. Weź i połóż ją na dłoni, przyjrzyj się jej, poobracaj w dłoniach. Jest tam złość? Gdy zaczniesz ją pielęgnować, co z niej „wyrośnie”? Co wniesie do Twojego życia nasycona, wypielęgnowana złość? W co się zamieni? Ile razy będziesz wypuszczać kulę z rąk , pozwalając złości panoszyć się po kątach?
Czy lubisz ją na tyle, by pozwalać jej określać Ciebie? Nadawać Ci nowe przydomki, a w zasadzie to piętnować? (Ta wariatka Kaśka, Furiatka Zośka, Oooo nie, znów idzie ta Porąbana Klaudia!).
Jeśli nie kontrolujesz swoich emocji, one zaczynają kontrolować Ciebie. To jest jedyne następstwo. Zatem: nie mamy wpływu na pojawienie się danej emocji (ja przez lata chciałam to właśnie pojawienie się kontrolować!) ale mamy całkowitą kontrolę nad tym, co z nią dalej zrobimy.
Ostatnio miałam chwilę przyznania się, że odczuwam negatywne emocje. Pewna osoba mnie rozczarowała. Ale przy okazji przypomniało mi się jeszcze kilka osób, które mnie rozczarowują co najmniej raz w roku – wiecie jak to kobiety, w takich sytuacjach nie liczy się coś bieżącego, ale sprawa z 2002 nabiera nowych barw! Jechałam akurat autem z moim mężem, gdy cała złość ze mnie wypłynęła. Nie na niego – nie denerwowałam się na niego, ale on był akurat pod ręką, jako mój powiernik. Wyszedł ze mnie król Julian w najlepszym wydaniu! Jak małe dziecko wygłaszałam tyrady w stylu Panny Młode z Piekła Rodem pod adresem wszystkich osób, które zawiodły mnie ostatnio, z detalami wymieniając, w czym zawiniły. Przez cały czas jednak, zdawałam sobie sprawę z kilku rzeczy:
– to chwilowe i potrzebne,
– to moja subiektywna ocena, a nie prawda o tych osobach,
– Bóg je kocha i jest w tym wolny,
– kocham je i chcę je kochać jeszcze mocniej, to postanowione.
Gdy skończyłam, czułam się wspaniale! Całe to za przeproszeniem g**** ze mnie zeszło, mogę żyć dalej, ba! Mogę doskonalić się w miłości do ludzi! Nie uwierzycie, ale…. po raz pierwszy w życiu (a mam 37 lat) wypowiedziałam na głos, przy moim mężu zdania: Czuję się odrzucona, czuję się ignorowana, czuję złość! ………… i dodałam: Ale wiem, że to tylko emocja i chcę, by nią pozostało. Ja sobie z tym poradzę, bo podjęłam decyzję, że chcę tylko kochać.
Nigdy wcześniej w swoim życiu nie wyrażałam żadnej negatywnej emocji. To znaczy, pewnie wyrażałam, nie no, nie raz wyrażałam! Ale robiłam to „rozsądnie” – w moim >rodzinnym< domu wyrażenie smutku czy strachu źle by się dla mnie skończyło – mój ojczym był człowiekiem, który wprost uwielbiał znęcać się psychicznie nad ludźmi. Ze mną rwał sobie włosy z głowy, bo o ile doskonale potrafił manipulować emocjami mojej mamy (na jego „żądanie” płakała, śmiała się, krzyczała, niczym marionetka) moimi nigdy. NIGDY przez 14 lat nie okazałam słabości. Na jego agresję odpowiadałam szyderstwami, stoickim spokojem, perfidnym uśmieszkiem, który jego z kolei doprowadzał do szewskiej pasji. Dziś myślę sobie: cud, że mnie nie zabił.
Choć poniekąd to zrobił.
Fakt, nie dałam mu nigdy powodu do zadowolenia z własnych podłości, ale przypłaciłam to na przykład nerwicą. Jeśli mieliście, miałyście podobnie: sytuacje, w których instynkt samozachowawczy nakazywał Wam tłumić niepożądane emocje, żeby przetrwać, wiedzcie, że musicie nauczyć się je uwalniać w sposób kontrolowany.
Panowanie
Bóg dał człowiekowi panowanie nie tylko nad całą Ziemią, ale i nad sobą samym. Stworzył nas jako osoby z całkowicie wolną wolą, ale i refleksyjne. To znaczy, że nie musimy kierować się instynktem, czy też pozwolić, by emocja, którą aktualnie odczuwamy wzięła nad nami panowanie i poddać się jej.
„Gniewajcie się lecz nie grzeszcie, niech nie zachodzi słońce nad gniewem waszym”. (Efezjan 4, 26)
Gniew musi mieć swój koniec. I nie dłuższy niż kilkanaście godzin. Może i wybucha sam, nie do końca kontrolowany, ale ster do okiełznania go jest w naszych rękach. Niekontrolowana agresja czyni z Ciebie marionetkę w rękach….no właśnie zastanów się kogo? Zła. A stąd blisko do roli ofiary (o czym wkrótce).
Mój mąż doskonały sposób na tak zwane odchamienie się odnalazł w Krav Maga – gdy przez 90 minut tygodniowo spędzi na treningu, wyładowując całe napięcie na worku treningowym lub koledze (w sposób całkowicie kontrolowany z szacunkiem do ludzkiego ciała i uczuć!) mówi, że całe dziadostwo z niego schodzi. I….o to chodzi!
Gdy dzieci znajomych miały problem z ukierunkowaniem agresji, rodzice kupili im do boksowania taką poduchę co można wsunąć pod łóżko, a w razie konieczności ją wyciągnąć i walić w nią ile wlezie! Poducha zniesie wszystko. Na człowieku pozostają rany. Kup sobie worek bokserski lub poduchę do boksowania! Zapisz się na jakąś sztukę walki, która skutecznie uwalnia agresję bez robienia krzywdy innym, zacznij uprawiać sport , na którym można się wyżyć!
Sport jest genialnym sposobem uwalniania agresji w dobry sposób – wymusza skupienie, a tym samym stwarza dystans do „problemu”. Po prostu gdy kończysz, często zastanawiasz się, o co się tak piekliłeś, piekliłaś. Ważne, by dać sobie czas – z własnego doświadczenia wiem, że najgorsze, co można zrobić to reagować natychmiast. Jeśli reagować natychmiast to tylko miłością.
Innym wyśmienitym sposobem jest…. pisanie wierszy. Nawet jeśli nie jesteś poetą na co dzień, to wierz mi, każdy potrafi napisać wiersz! Potrafisz przelać na papier swoje emocje! I zamknąć je na papierze. Dla mnie zawsze był to najlepszy sposób radzenia sobie z każdym uczuciem, z każdą emocją – to działa naprawdę oczyszczająco. Spróbuj! Tu możesz nazwać to, co Tobą targa i nikt Cię za to nie oceni.
Masz kogoś bliskiego, komu ufasz i ten ktoś jest na tyle dojrzały, by Cię nie oceniać, a po prostu wysłuchać? Zrób to co ja – jemu powierz swoje złości. Obnaż się. Nie leć z tym do pięciu kolejnych osób, ale zrób to tylko przed jedną.
Mój mąż jest jednocześnie moim najlepszym przyjacielem, wiem, że mogę mu całkowicie zaufać – dlatego to do niego „pobiegłam” by się wyżalić.
Tak – wyżalić. Wierz mi, szlag mnie trafia, gdy piszę to słowo. Nie należę do osób, które się użalają czy wyżalają, ale to wbrew pozorom słuszne słowo. Wyżal się, nie użalając się – podziel się tym, jak się czujesz, tak zupełnie po dziecięcemu, nawet użyj takiego języka („Ona była dla mnie niedobra!”) a zobaczysz jak lekko, wspaniale się poczujesz. Tutaj zaczyna się każda zmiana na lepsze.
Idź do Boga. On wie, zanim powiesz, ale potrzeba by wypowiedzieć to na głos – jakby przed Nim, a tak naprawdę przed sobą. U mnie było tak: najpierw skreśliłam tę osobę, znajdując oczywiście usprawiedliwienie dla swego osądu. Na szczęście nie trwało to zbyt długo, poszłam z tym do Boga, wypowiadając wszystko, co czuję i prosząc Poradź coś! Jeszcze tego samego dnia, dosłownie jak w odpowiedzi była sytuacja z autem, moim mężem i tym błogim uczuciem, gdy przemieliwszy wszystko co złe, utrzymałam swoją decyzję o miłości. Bo tylko ona uwalnia. Pielęgnowana złość zakuwa w kajdany. Wierzę, że nikt z nas nie chce być zniewolony przez coś, co siedzi w ściśle okrojonym miejscu – naszej głowie.
Jesteś naśladowcą Jezusa? Zaakceptuj to, że jesteś w drodze. Twój duch jest już doskonały. Ale Twoja dusza to Twoje emocje, uczucia. Czasem ta sama emocja pomoże Ci ocalić życie (np. strach przed wyskoczeniem z 10.piętra) a czasem będzie działać na Twoją niekorzyść. Ze wszystkim idź do Boga, bo On da Ci właściwy pryzmat każdej sprawy – da Ci prawdę. A prawda czyni wolnym. (Jan 8:30-32)
Jak ze złością jest u Was?