Renee jest sympatyczną, ale niestety pulchną mieszkanką Nowego Jorku czyli nijak nie wpasowuje się w wydmuchane, nowojorskie standardy. Pewnego dnia podczas zajęć z fitnessu spada z rowerka i uderza się w głowę. Gdy odzyskuje przytomność i przypadkiem spogląda w lustro, nie może uwierzyć własnym oczom! Kwituje to słowami
„Jestem taka piękna!”
I teraz musicie coś wiedzieć: Renee nadal nie mieści się w ubraniową szóstkę. Dla swoich przyjaciółek nadal wygląda tak samo, a w pracy nadal okupuje miejscówkę w podziemiach.
Ale w głowie Renee zmieniło się wszystko! Ilekroć spogląda w lustro widzi siebie jako super laskę – czyli jako osobę, którą zawsze chciała być i tylekroć nie może wyjść ze zdumienia, a jej samoocena rośnie, przebijając sufit za każdym razem (scena w pralni z numerem jest genialna!) .
Nagle spełniają się jej marzenia; dostaje wymarzoną pracę, a szefowa ją uwielbia, poznaje świetnego faceta, jest zapraszana w miejsca, do których wcześniej nie miałaby wstępu.
Ludzie, których spotyka na swojej drodze idą za tym , a świat leży u jej stóp!
Aż nadchodzi dzień, gdy znów uderza się w głowę…. i czar pryska. Jak wygląda odczarowany Kopciuszek? Obejrzyjcie koniecznie!
Ode mnie
Już dawno żadna komedia mnie tak nie rozbawiła jak ta! To coś więcej niż Brigitte Jones, której szczerze nie lubiłam; Brigitte była sierotką-Marysią, z którą utożsamiało się mnóstwo kobiet i w mojej ocenie Brigitte Jones „przejechała” przez życie pozostając sierotką-Marysią pokazując, że nawet jeśli myślisz o sobie, że jesteś beznadziejna to niech tak pozostanie, w końcu możesz się wieczorem pocieszyć wielkim (bo amerykańskim) pudełkiem lodów, całe życie sądząc, że to lepsze życie jest zarezerwowane dla innych.
Renee idzie dalej: przekazuje, że wszystko siedzi w głowie – że każdy z nas może być odbierany przez innych ….. jak tylko chce! Sam musi tylko zdecydować, jak!
Każdy z nas musi przełamywać głupie myślenie na temat swój i innych – czyli przestać ograniczać siebie i innych.
Moim zdaniem znamienną jest scena, w której Renee spontanicznie decyduje się wziąć udział w konkursie Miss Bikini ; pierwsza twoja myśl jest zapewne taka jak reakcja widowni: Zejdź ze sceny! Nie widzisz jak wyglądają twoje rywalki?! Tam nie ma miejsca na takie dziewczyny jak ty!
Ale to samoocena Renee przejmuje tu kontrolę.
Natomiast ważnym punktem filmu jest postać Mallory. Ta dziewczyna jest wcieleniem wszystkiego, czym Renee chciałaby być; jest szczupła i ma piękną twarz. Gdy dziewczyny poznają się lepiej, Renee odkrywa z niedowierzaniem, że Mallory jest tak samo zakompleksiona jak atrakcyjna. I nagle zadajesz sobie pytanie: po co mieć takie „możliwości” gdy nie potrafi się ich wykorzystać? Niedostępna, piękna Mallory zostaje odczarowana w jakiś taki smutny sposób.
Wcześniej oglądałam wywiad z Amy Schumer, która wcieliła się w postać głównej bohaterki (uważam, że ta rola zasługuje co najmniej na Oscara) a która powtarza słowa uderzonej w głowę Renee; jeśli komuś, komukolwiek nie odpowiada to jak wyglądasz to….. co z tego?!! To jest twoje życie i nikt nie przeżyje go za ciebie!
Zwróćcie też uwagę na tytuł; po angielsku jest on wymowniejszy “I feel pretty” – Czuję się piękna. Bo właściwie o to chodzi z Renee; ona swoim samo-poczuciem sprawia, że inni zaczynają odbierać ją tak samo jak…ona siebie.
Mimo tych zalet, film na podwójnie, a nawet potrójne dno; w końcu przekonanie Renee o własnej urodzie jest powierzchowne i powstało na wskutek ‘kłamstwa’ jej mózgu. Nie ma kotwicy głębiej, w duszy.
Ale…Czy ktoś potrzebuje uderzenia w głowę? Proponuję mniej bolesny i bardziej skuteczny seans “Jestem taka piękna” :- )