Znacie takie powiedzenie „Nic nie jest skończone dopóki się nie skończy” ? No to czasem się kończy. Tak naprawdę i ostatecznie. Tak do końca.
To o czymś nie – jeszcze – skończonym to jedno z moich ulubionych powiedzeń. Zwłaszcza, że nauczyłam się widzieć różnicę i co więcej, akceptować ten stan rzeczy. Przemijalność. Ale ilu ma z tym problem!
Mówię w domu, że finito, w jednej z firm nie będę już pracować bo zawieszają zajęcia językowe. „O jaaaa…. Tak niespodziewanie? Że też teraz?!” – ale „Co teraz” – mówię – Przecież wiadomo było, że to nie jest kontrakt do końca mojego życia! W roku 2017 czy 2020 – co to za różnica?
Skończył się pewien związek. To znaczy to był związek z opóźnionym zapłonem; on się musiał kiedyś kończyć. W odpowiedzi: szok i niedowierzanie jednej ze stron (tej porzuconej). A ja mówię: Noooo to teraz jest przestrzeń na coś innego! Idą zmiany! Nic tylko wyciągnąć wnioski, być po nich jeszcze mądrzejszym i mądrzej zacząć kolejną rzecz .
Bo kiedy jak nie teraz?
Że rozstali się teraz a nie w 2026. Jakie to ma znaczenie? Czy w 2026 porzucona strona byłaby bardziej przygotowana niż teraz? Mniej zszokowana? Mniej zaangażowana? Nie. Równie dobrze mogła zostać porzucona już 3 lata temu – szok i niedowierzanie nie byłyby mniejsze. Nie byłyby mniejsze też stracone nadzieje.
Tego się boimy! Tak przylegamy czasem do swoich nadziei i budujemy wokół nich świat przedstawiony, jak gdyby z tą chwilą one musiały stać się prawdą, rzeczywistością, żywym organizmem. A nie są niczym więcej jak zmienną.
Siostra mojej koleżanki, kiedy uczyła się chodzić samodzielnie, musiała trzymać zawsze w ręku zabawkę – to dawało jej poczucie bezpieczeństwa, stanowiło jej niewidzialną „poręcz” w razie upadku . Ale raz się na niej zawiodła i przewróciła. Co było? Szok i niedowierzanie – że jej „wypracowany grunt”, wyobrażenie mocy ją zawiodło. A przecież prawo fizyki jest bezwzględne ; tak bezwzględne, że raz nawet semestr z fizyki poprawiałam. Jakimś cudem odwlekłam moment prawdy, że z ocen 1,1,2 nie wychodzi mi czysty dop., tylko te oceny aż się proszą o pytanie przy tablicy, do którego rzecz jasna się w żaden sposób nie przygotowałam.
Rzeczy się kończą. I nigdy nie ma dobrego momentu, jeśli zależą one od drugiego człowieka czy też okoliczności zewnętrznych. Jeśli masz stracić pracę, to będąc psychicznie i materialnie na to nieprzygotowanym, nie staniesz się taki w przyszłym roku – gdy realnie ją stracisz.
Przygotowanym jest tylko ten, który podejmuje decyzję. W przypadku wspomnianej pary był to porzucający. Ale nie zawsze ma się ten przywilej decyzyjności. Czasem sprawy nas po prostu zaskakują. I trzeba zaakceptować prawo świata, w którym żyjemy czyli panda rhei.
I dobrze, że płynie, że się zmienia – mamy szansę dzięki temu nierzadko porzucić marazm, w którym tkwimy i zacząć lub przyjąć coś naprawdę odżywczego, budującego, tak nowego, że można zabawić się w konstruktora.
Koniec jest zawsze początkiem! Zgadzacie się?