Pewnie nie takich, jak ja – pomyślisz. Sądzisz może, że trzeba być idealnym, świętym, pobożnym, by zasłużyć na przychylność Boga, a już niemożliwym jest by z Nim współdziałać.
Daj się zaskoczyć!
W ogóle zacznijmy od początku: na co Bogu jacyś ludzie? W końcu, może wszystko, więc jeśli chce coś uczynić, jest samowystarczalny.
A tymczasem…
Bóg stworzył nas dla przyjemności – Jego i naszej. Chciał nas kochać ze wzajemnością. Nie stworzył człowieka, by uruchomić linię produkcyjną Forda, albo żeby ktoś zajmował się Jego Edenem. To Eden został stworzony dla człowieka, który miał się nim cieszyć. Jak to się skończyło, wiemy; wybraliśmy poznanie nie tylko dobra, ale i zła i postanowiliśmy z tego poznania korzystać do woli.
Ponieważ człowiek zaczął wyjątkowo „dobrze” korzystać ze zła, do którego miał teraz dostęp, zdawało się, że Bóg został sam. Zostaliśmy od Niego oddzieleni przez grzech. Nadal kochał człowieka, ale grzech wyparł z serca człowieka miłość, więc człowiek nie mógł już przebywać w tym samym miejscu co Bóg; zresztą, od razu zauważył, że jest nagi i zaczął źle się czuć z tego powodu! Sam też schował się przed Bogiem.
Jednak On od początku miał plan i to przez duże P.
Zaczęli pojawiać się pierwsi ludzie…..
Najpierw był Noe, który „znalazł łaskę w oczach Pana” (Księga Wyjścia 6,8). Był sprawiedliwy. (KW 7,1). I ocalał on i jego rodzina, w sumie osiem osób. Budował arkę, choć wszyscy chodzili, pukając się w czoło- nie znali przecież deszczu, a Noe mówił, że będzie potop. I nie ugiął się, pracując wiele lat w pełnym słońcu nad statkiem, który ochroni jego i rodzinę przed powodzią.
Potem był Abraham, Jakub, Mojżesz, Jozue, Dawid, aż wreszcie uczniowie Jezusa i sam Jezus – Syn Człowieczy.
Nikt z nich, poza Jezusem nie był doskonały. Żaden z nich –poza Jezusem- nie był bez grzechu; Noe upił się i leżał nagi w swoim namiocie, Mojżesz zabił człowieka, Dawid dopuścił się cudzołóstwa, Abraham najpierw oddał własną żonę innemu mężczyźnie, a potem zrobił dziecko własnej niewolnicy. Apostoł Paweł, Piotr, cała ta dwunastka….szkoda gadać.
A jednak Bóg ich użył by głosić swoją chwałę. Tacy ludzie, w takich czasach byli Mu potrzebni. W końcu przyszła kolej na Syna Człowieczego – nazywanego ostatnim Adamem. Miał nosić w sobie oryginalne cechy, zamysł Boga co do doskonałego człowieka. Doskonałego w miłości. Ale i Syn Boży musiał stać się człowiekiem! Nie mógł działać ze swojego niebiańskiego stanowiska!
Gdyż Pan wodzi oczyma swymi po całej ziemi, aby wzmacniać tych, którzy szczerym sercem są przy nim.
(2 Kronik 16,9)
Wszystkich tych ludzi, których Bóg szukał i znalazł charakteryzowało jedno: pragnęli pełnić wolę Boga. Nie byli ideałami, ale też nie o to chodziło. Bo Bóg nie wybiera ludzi przygotowanych – tylko przygotowuje wybranych.
Piotr Stępniak z pewnością nie mógł o sobie powiedzieć, że był tym, kogo Bóg by szukał. A jednak. Bóg myśli zupełnie innymi kategoriami niż człowiek!
“Bo myśli moje, to nie myśli wasze, a drogi wasze, to nie drogi moje – mówi Pan.(Izajasz 55,8)
Zaraz, zaraz…..
Bóg szuka ludzi, których użyje? WYKORZYSTA? To jedynie efekt uboczny. Nie główny. Zatem nie czuj się tak, jakby Bóg chciał Cię wykorzystać, nie dając w dodatku nic w zamian. Jakby kierował się swoimi interesami, a Ty służysz tylko jako narzędzie. To jakby facet powiedział: Biorę sobie żonę, żeby mi gotowała, sprzątała, bym mógł się nią pochwalić przed kolegami i żeby cały dzień mówiła mi, jaki jestem wspaniały!
Może wielu myśli tymi kategoriami, ale to niedojrzałe. Prawdziwym powodem dla którego mąż bierze żonę powinno być: Chcę ją kochać i wymieniać się tą miłością.
Wtedy wszystko inne będzie właśnie nią dyktowane.
Również Adam i Ewa nie mieli nikogo przekonywać o Jego miłości, ani głosić Jego Słowa. Bóg się po prostu cieszył ich obecnością i relacją z nimi. I nic się nie zmieniło i w stosunku do Ciebie. On po prostu chce Cię kochać i z Tobą być. Przy okazji będziesz Jego światłem w świecie, w którym się poruszasz. Plusem jest to, że będziesz otrzymywał coraz to nowsze rzeczy: radość, wolność, pokój, odwagę, akceptację samego siebie…………………..
Bóg szuka ludzi
którzy Go pokochali,
którzy chcą Go poznać,
którzy są gotowi powiedzieć Pójdę tam, gdzie mnie poślesz.
którzy nie boją się trudności,
którzy zawsze będą drudzy, stawiając Jego na pierwszym miejscu.
którzy są gotowi żyć pełnią wiary, nie muszą wszystkiego rozumieć.
którzy chcą, by Bóg w nich zamieszkał, ze wszystkimi Swoimi atrybutami.
którzy są zmęczeni zwykłym życiem.
którzy stawiają miłość ponad wszystko inne.
którzy chcą marzyć wraz z Bogiem i z Nim współdziałać.
Jednym słowem, szuka ludzi, którzy powiedzą Mu TAK bez względu na wszystko i będą się tego trzymali.
Kogo Bóg nie szuka
Bóg nie szuka ludzi idealnych,
religijnych, którzy chcą zrobić coś od siebie, za pomocą swoich uczynków lub zasłużyć,
niemądrze gorliwych (gorliwym można być zarówno mądrze jak i niemądrze),
polegających na własnym intelekcie,
nie stawiających miłości ponad wszystko inne.
Wybaczcie, że piszę w takim charakterze, jakbym wszystko wiedziała; kogo Bóg szuka, a kogo nie. Ale jak wspomniałam, wszystko, o czym piszę leży w zakresie moich wieloletnich i codziennych doświadczeń z Bogiem. W ciągu tego czasu, utożsamiałam się i z osobą religijną, i polegającą na własnym intelekcie, i niemądrze gorliwą. Dziś jestem Druga.
Ludzie niepotrzebnie katują się, umieszczając się na podnóżku Boga – co najwyżej. Nie pomyślą nawet, że tacy, jacy są; nieogoleni, wytatuowani, w różowej sukience, starzy, dzieci, nastolatki, z ćwiekami na kurtce, jeżdżący motocyklem albo na hulajnodze, tlenione blondynki, albo kobiety z irokezem, nieśmiali introwertycy czy kolejne wcielenia Jimmy’ego Carreya, piątkowi uczniowie lub „spadochroniarze”, homo- i heteroseksualiści, prostytutki i więźniowie, biznesmeni i kury domowe, należący do takiego czy takiego Kościoła i bez żadnego Kościoła, mieszkający w Polsce C czy na przedmieściach Beverly Hills – wszyscy jesteśmy zbawieni i bardzo potrzebni Bogu by Jego chwała była coraz większa, a świat coraz lepszy. Byśmy powrócili jeden po drugim do pierwotnego Bożego wizerunku człowieka: czy to z ćwiekami w kurtce, wytatuowanego i tlenionego na blond, ale z odbiciem Jego miłości w sercu, która zmienia i rzuca światło wszędzie tam, gdzie się pojawia.
Co możesz zrobić? Tylko jedno: dziś powiedzieć Bogu TAK, pójdę za Tobą wszędzie. Uwierz w to, że Bóg nie tylko Cię kocha, ale i lubi!