Miałam napisać post Film Tygodnia, ale nie mam na to obecnie ani czasu ani chęci (chyba nikt nie płacze z tego powodu?). Tak oto pochłonęło mnie życie offline. <shame_on_me>
Lwią część czasu zajmuje mi praca, do której tooooo…. dojeżdżam na motocyklu : – )
Jak moje wyobrażenia mają się do rzeczywistości? Oto kilka prawd, które podczas tego tygodnia odkryłam:
Podstawą jest solidne ubranie. Żaden tam ciepły polar, spodnie do wypadów w góry i rękawiczki, które dostaliśmy na gwiazdkę – wyjątkowo ciepłe. Trzeba w to wszystko zainwestować, by nie tylko nie nabawić się choroby, reumatyzmu, ale i poważnych kontuzji – z filmików, których naoglądałam się ostatnio setki, jasno wynika, że po niewielkim nawet „szlifowaniu” ubranie motocyklowe jest do wymiany – można sobie wyobrazić tylko, co jest do wymiany bez specjalnej odzieży motocyklowej.
Kask – musi być porządny (żaden za 20 zł na Allegro) i ZAWSZE ale to ZAWSZE zapięty. Oczywiście trzeba pamiętać, że ma się go na głowie, zanim wejdzie się do sklepu……
Wypady do warzywniaka – należy ubrać się „normalnie” czyli cały motocyklowy ekwipunek jak na większy wypad. To moja zasada; czyli żadnych klapek i domowych dżinsów, tylko dlatego, że blisko, że boczne drogi. Mnóstwo wypadków z udziałem motocykli i skuterów zdarza się właśnie na takich drogach. Kierowca samochodu najwyżej odrobinę odrze lakier, motocyklista może wylądować w szpitalu na długie tygodnie.
Zzzzimno! – jestem twardy zawodnik i całą zimę podróżuję wszędzie rowerem. Ale to co innego. Na rowerze nie jedzie się tych (nawet) 50km/h , a na motocyklu tak. I to czuć. Przede wszystkich na udach i dłoniach. Po pierwszej wyprawie czułam lewy nadgarstek. Normalnie, zdrowy staw powinien być nieodczuwalny, gdy wszystko z nim OK. błąd naprawiłam, jeszcze tego samego dnia kupiłam rękawice – i nadgarstka już nie czuję. Palców też nie, bo te super-hiper rękawice nie chronią wcale przed zimnem. Obecnie szukam zawzięcie kremów rozgrzewających….
Przepisy ruchu drogowego – to uczyniło moje życie pięknym! Do tej pory, mimo , że mam prawo jazdy od 10 lat, skrzyżowanie było dla mnie enigmą. Nigdy nie rozumiałam, kto ma tak naprawdę pierwszeństwo, zwłaszcza gdy sygnalizacja świetlna działa i okazuje się, że mimo „mojego zielonego” nie mogę jechać, tylko muszę kogoś tam puścić. No i często przepuszczałam wszystkich, czekając aż skrzyżowanie opustoszeje zupełnie.
Jednak pewnego wieczoru kilka dni temu, spędziłam z mężem upojny wieczór w łóżku. Rysowaliśmy zapamiętale przeróżne skrzyżowania i kombinacje i był ten moment, gdy…. załapałam o co cho!
Wyjść z domu wcześniej – to było do przewidzenia. Ale człowiek marzący o motocyklu, widzi siebie na….motocyklu. Pomija jakoś ten cały, niekrótki rytuał, jak zakładanie kurtki, założeniu i zapięciu rękawic (upchnięciu rękawów kurtki w rękawicach…) uporanie się z kaskiem, odpalenie motoru by trochę „pochodził” i schowanie torby do schowka. Dopiero po kilku dniach przestałam najpierw odpalać motocykl, a potem chować torbę pod siedzenie….
O której musiałabym wstać, żeby jeszcze sprawdzić hamulce, migacze, światła i poziom oleju…?!
I to by było na tyle. Jadę dalej :-)