Jest tak wiele fajnych filmów- zdecydowanie fajniejszych niż ten, o którym tu dziś napiszę, ale to właśnie nim chciałam się posłużyć.
„Gwiazd naszych wina”; 17-latka chora na białaczkę zakochuje się w równie chorym chłopaku. Mają swoje pięć minut. Ot cała fabuła.
Jeśli jeszcze nie oglądałaś/łeś, to na pewno będzie Ci żal tych dwoje: tacy młodzi, tacy elokwentni, a on ją tak kocha! Powinni czerpać z życia pełnymi garściami, zamiast układać mowę pożegnalną!
Tylko…. ani Ty ani ja nie jesteśmy w lepszej sytuacji niż tych dwoje : – ) Taka prawda. Co, nie? To, że (jeszcze) nie zdiagnozowano u Ciebie czy u mnie żadnej śmiertelnej choroby, nie znaczy, że jutro obudzisz się jak gdyby nigdy nic i zaczniesz kolejny dzień swojego życia, zastanawiając się, co z nim zrobić.
A jeśli w nocy pęknie Ci jakaś żyłka w głowie i już się nie obudzisz? Tekst, który właśnie czytasz, może być ostatnim, który zapamiętasz. Tekst, który piszę, może być ostatnim, który napiszę.
Powiało grozą? Tak, weź sobie to do serca, ale nie rozpaczaj :- ) Chciałam Ci przedstawić tylko prosty fakt: nasze życie w takiej formie, jakie jest Ci znane (w ciele) jest bardzo ulotne, przejściowe i zdecydowanie czeka na coś lepszego :- ) Uczyń je i słodkim, i wartościowym!
Ja kocham to, na co czekam. Kocham też to, co jest teraz. Mogę powiedzieć, że jestem w sytuacji idealnej.
Ale dlaczego o tym w ogóle pisać? Pewnie nie raz widziałaś film, w którym śmiertelnie chora osoba, wiedząc, że niebawem odejdzie, kondensuje nagle wszystkie swoje plany, marzenia, chce wszystko nadrobić. Zanim przestanie żyć, chce coś przeżyć. Nagle wszystko się da, wszystko jest możliwe!
Będąc zdrowym, w pełni sił, nie jesteś w stanie wybrać się np. na wyspę Bali; z diagnozą raka znajdują się i czas, i środki – jak to działa?!
Jednak trudno tak na co dzień żyć tak bardzo intensywnie; rzucić wszystko i zacząć podróżować (nie wiedzieć czemu, większość marzeń umierających osób związana jest z podróżami) rozpocząć wymagające hobby (okazuje się, że nagle ludzie „z wyrokiem” zajmują się tym, co sprawia im przyjemność, co zawsze chcieli robić, nawet jeśli do niczego im się to nie przyda. Nawet bardziej do niczego niż zdrowej osobie, która stale nie widzi sensu w spełnianiu swoich, szalonych nierzadko marzeń) albo założyć jakąś fundację.
Nie zachęcam Cię do stawania na głowie, by każdego dnia spełniać inne marzenie. Zacznij od czegoś, co być może odwlekasz bo wydaje Ci się zbyt banalne.
Pomyśl, co jest dobre, ale zbyt banalne, by tracić na to czas w ciągu dnia i…. zacznij to właśnie robić.
Wielkie marzenia spełniaj w międzyczasie, planuj je i zanim się spełnią, ciesz się samym ich planowaniem :-)
A tak poza tym wszystkim co piękne, kolorowe, zewnętrzne…. skieruj się najpierw do źródła- czyli do swojego wnętrza. Posłuchaj, co ono Ci mówi, poświęć czas (POŚWIĘCAJ czas) na to, co sięga dalej niż Twoje istnienie tu i teraz, co Ci ostatecznie pozostanie gdy spełnisz już wszystkie, ziemskie marzenia, gdy pozostaniesz w pamięci lub niepamięci wielu ludzi . Na coś, z czym pójdziesz dalej. To jest najważniejsze i również musi zacząć się teraz, nie później. Później będzie za późno. Niespełniona podróż dookoła świata to…tak naprawdę drobiazg z porównaniu z tym, co jest Ci naprawdę potrzebne.
Nie uwierzyłaś w Boga? Teraz DZIŚ jest na to czas.
Nie pojednałaś się z Nim? Zrób to dzisiaj, tak jak stoisz, w kapciach i szlafroku. Forma nie obowiązuje.
Nie odczuwasz radości w sercu? Poproś o nią! Tak jak stoisz ;- ) Jeśli odejdziesz dziś, zabierzesz ją ze sobą. A nuż przeżyjesz do jutra! Podzielisz się nią z kimś głodnym!
A nawiązując do gwiazd…. Widziałaś już ten krótki film? https://www.youtube.com/watch?v=bByiN-JTrOM
Oglądam go ilekroć wydaje mi się, że moje problemy przesłaniają glob ziemski. Tobie też polecam :- )