Film tygodnia:  13 listopada 2015

Ten film to prawdopodobnie najlepszy dokument, jaki widziałam. Włączyliśmy, spodziewając się relacji rodem z 11 września. Po jakimś czasie siedzieliśmy wciśnięci w kanapę, a ja powiedziałam:
– Matko, to dopiero 20 minut!

 

13 listopada 2015 godzina 21:16

 

nikt nie zapamiętał rozgrywanego meczu towarzyskiego Francja – Niemcy na paryskim stadionie. W trakcie gry, zarówno piłkarze, jak i kibice usłyszeli kilka dziwnych huków pochodzących z zewnątrz. Okazało się, że równolegle do meczu, na sąsiedniej ulicy rozgrywały się dramatyczne sceny; uzbrojeni w karabiny kałasznikow terroryści, urządzili coś w rodzaju nocy oczyszczenia – zaczęli od ulicy, na której strzelali do przechodniów i kierowców, następnie weszli do baru i tam strzelali do kolejnych, zdezorientowanych ludzi.

– Gdy usłyszałem wystrzały, pomyślałem, że szykuje się jakaś dodatkowa niespodzianka! – relacjonował uczestnik koncertu tamtego wieczoru w teatrze Bataclan. Niestety, nie była to atrakcja zapewniona przez muzyków, których wystrzały zaskoczyły tak, jak publiczność , a zapowiedź rzezi, która właśnie się zaczynała.

– Popatrz, jak udają martwych! – zawołał z rozbawieniem jeden z terrorystów, po czym zaczął strzelać w leżących na ziemi. 

 

– Byłem pewien, że to ostatni dzień mojego życia. Leżałem tam i tylko czekałem, aż strzeli też do mnie. – opowiada młody Francuz.

– Byłam zupełnie pogodzona z losem. Wiedziałam, że to koniec.

– Pomyślałem sobie: niedawno się ożeniłem, to nie może mieć takiego finału, to nie może być koniec!

– Najbardziej byłam wkurzona tym, że tysiąc osób jest sterroryzowanych przez kilku uzbrojonych idiotów. To się nie dzieje!

 

To tylko kilka relacji tych, którzy przeżyli. Nie tych, którym udało się szybko ewakuować z budynku, ale tych, którzy zostali w nim do końca – jako zakładnicy zamachowców, w końcowej fazie będąc ich żywymi tarczami.

 

Wolno ci płakać

 

 

To, co mnie ujęło najbardziej to:

Pokój, który gościł na ich twarzach, gdy opowiadali o najprawdopodobniej najdramatyczniejszych kilku godzinach ich życia. Zostajemy  na przykład wprowadzeni w historię młodej pary; on przytacza ich dialogi, kiedy leżą na podłodze pod sceną, kombinując, co zrobić. Słuchając tego, cieszę się w sercu, że im się udało, jestem ciekawa, jak się wydostali, jak przeżyli mimo, że ona została ranna w ramię. Czekam tylko, aż usłyszę jej wersję – bo wypowiadają się też inne pary. Na końcu on subtelnie mówi, że klub musiał opuścić sam – jakiś czas wcześniej, gdy dotknął jej dłoni, była zupełnie zimna, nie wyczuł też pulsu. Gdy zaczęła się ewakuacja, musiał zostawić ją tam, na górze ciał – jak określili zakładnicy miejsce, w którym zginęło ponad 130 osób.

 

Godność.  To pierwsze słowo, które przyszło mi do głowy po wysłuchaniu całej historii. Mimowolnie przyszły mi na myśl różne sceny z dzieciństwa, gdy w latach 80.ludzie w Polsce niemal traktowali się nawzajem, popychali małe dzieci, przeklinając się nawzajem, a swoje dzieci podawali przez okna, by te zajęły już miejsca, próbując dostać się do pociągu, który miał ich zawieźć …..na wczasy nad morze.

 

13 listopada 2015 roku, kilkaset ludzi z widmem rychłej śmierci w oczach, przepuszczało się nawzajem, próbując wydostać się z budynku przez podwieszany sufit, a ci ranni, leżący na ulicy, odsyłali przybyłego medyka do  sąsiada  bo „z nim jest znacznie gorzej”.

Zakładnicy,  ze względu na bezpieczeństwo innych, wyciszali telefony oraz przykrywali bliskich swoimi ciałami. Ci, którzy nie ucierpieli, zamiast oddalić się z miejsca zamachu, od razu ruszyli z pomocą w kierunku potrzebujących. 
Właściciel jednej z restauracji ruszył do reanimacji niedającego oznak życia młodego chłopaka. Rozcinając mu koszulkę, zobaczył, że ma mały kabelek na klatce piersiowej. „To pewnie od mp3” – pomyślał. Za chwilę zobaczył drugi kabelek, trzeci, czwarty…. Dotarło do niego, że próbuje resuscytować  zamachowca.  Tą wiedzą nie podzielił się wtedy z nikim, ale kontynuował komentując to krótko „Tak trzeba”.

 

Szczerość.  Dorośli mężczyźni – zakładnicy otwarcie opisywali swoje emocje, mówili,  że się bali, że o mało jeden nie zemdlał.  Dorośli mężczyźni – funkcjonariusze policji , medycy, strażacy oraz szefowie grup antyterrorystycznych otwarcie …. opisywali swoje obawy, nadzieje, kryzysy już po i to, że każdemu z wychodzących mówili, że ma prawo płakać i uwalniać emocje.

 

A to wszystko opisywali…. językiem niemalże poezji. Nie wiem, jak to nazwać inaczej.  Jesteśmy chyba wszyscy przyzwyczajeni do relacji Amerykanów, uczestniczących w tego typu wydarzeniach, gdzie ich najczęstszymi słowami są „It was terrible”, „It was a nightmare”, „It was really unreal” i tym podobne. Francuzi opisywali wszystko co przeżyli tak dokładnie, że nie wiem, czy Remigiusz Mróz w swoich książkach opisuje sceny, zapachy, odczucia tak obrazowo. Mimo, że film jest przeplatany nagraniami z kamer i prywatnych telefonów, to ustne relacje byłych  zakładników i świadków, zupełnie by wystarczyły, aby stać się częścią tej historii.
Byli zakładnicy z niesamowitą dokładnością opisali na przykład zapach prochu strzelniczego, upływającej krwi, oraz przebijający koncert dźwięk wystrzału. Sylwetki zamachowców, widok od środka, ostrzelanej restauracji i wejście antyterrorystów.

Chciałabym przytoczyć tu więcej dialogów, scen, sytuacji, o których nie mieliśmy prawa wiedzieć z lakonicznych wiadomości telewizyjnych, gdzie odczytujemy prawdziwe człowieczeństwo, o którym zdecydowano, że wygra…..miłość.

 

Film „13 listopada 2015 zamachy w Paryżu”  jest dostępny na Netflixie w formie miniserialu – 3 odcinków.
A może już oglądaliście?