Książka miesiąca:  Być, albo nie być kawaii.  

– Ty to jesteś kawaii! – powiedziałam do mojej znajomej Koreanki, zerkając na jej kolorowy piórnik, w którym było narzędzie na absolutnie każdą okoliczność, włącznie z plikiem malutkich, samoprzylepnych karteczek o owalnych, przyjemnych kształtach zwierzątek.

– Ach, dziękuję! – przyjęła te słowa jako największy komplement. I wtedy zdziwiłam się po raz pierwszy.

 

„Haru urodziła się już w Japonii zafascynowanej światem. W Japonii teoretycznie nowoczesnej i zreformowanej, ale tak naprawdę powtarzającej stare schematy” (fragment książki „Kwiaty w pudełku” – K.Bednarz, Wołowiec 2018, wyd. Czarne).

 

Dziś to świat fascynuje się Japonią – mnóstwo nastolatek chce być kawaii – idąc w ślad za mieszkankami Japonii:

 

Kawaii to stan umysłu – tłumaczą niektóre zawiłości stylu dziewczyny z dzielnicy Shibuya. – Całe moje życie polega na byciu kawaii. Zawsze zastanawiałam się nad tym, jak mogę być jeszcze bardziej kawaii(tamże).

„Zachodnie” nastolatki mogą sobie wybierać z tej Japonii, czego tylko zapragną – być, albo nie być kawaii,  albo burikko –  nastolatką udającą dziecięce zachowania. Mangę, fototapety z kwitnącą wiśnią, czy zakładki do książek z kotkami.  A według autorki książki „Kwiaty w pudełku”, Karoliny Bednarz, ich japońskie koleżanki, nadal w jakiś sposób dzielą „niewolę” swoich matek i babek. Tylko inaczej.

 

Opowieść o japońskich kobietach zaczyna się  od Haru – dziewczyny, która  około roku 1900 okazała się nad wyraz zbuntowana i zapragnęła edukacji dłuższej niż przepisowe 6 lat. Odwracała się, gdy mówiono:  Zbyt dużo nauki zrobi z ciebie nieszczęśliwą kobietę.
Haru, zanim zmarła w 1971 roku,  miała kilka przygód – prawie wszystkie były na przekór kulturze i obyczajowości, w której ją wychowywano. I powiedzmy, że Haru to swoisty pomnik niezależności japońskich kobiet. Czytając książkę K. Bednarz, będziemy poznawać je po kolei i wszystkie z imienia.

 

Opowieść o nich przeplatana jest wyjaśnieniami, przytaczaniem faktów historycznych i to one skutecznie odczarowują nam tę Japonię, którą tak często kojarzy się jedynie z dawną, silną kulturą, nieśmiertelnymi rytuałami parzenia herbaty, pięknymi okolicznościami przyrody i romantycznymi gejszami.
Oto dowiadujemy się jak upadł szogunat, dlaczego w czasie II wojny światowej propagowano prostytucję, kim były pan-pan, jak bardzo zmieniła się kapitalistyczna, pędząca technologicznie Japonia, jaką pamiętamy z lat 90., co zmienił dla kobiet rok 1985, co Japonii zrobiła firma Chisso i czego wreszcie nie robi już japońskie PKB.

 

Autorka przedstawiła mi Japonki, które
Cierpią na depresję i popełniają samobójstwa. („ Wśród kobiet do 34 roku życia najczęstszym powodem śmierci jest samobójstwo” – tamże, s.79)
Chcą być shufu, by mieć święty spokój – nie być jak Yoko, która aż nazbyt rozumiała, że decydując się na karierę zawodową w firmie farmaceutycznej i na dzieci, musi połączyć zgrabnie te dwie rzeczywistości bez udziału zapracowanego męża; że wracając samolotem z delegacji na drugim końcu kraju, tak ma sobie zorganizować tam pracę, pobyt i lot, by jeszcze odebrać dziecko z przedszkola. W końcu czytamy, że „Yoko musiała pogodzić się z tym, że na nocny wypoczynek pozostają jej tylko cztery godziny”   (tamże, s.69).

 

Te wszystkie gorzkie historie, o których czytamy, nie dzieją się bez udziału mężczyzn – i to jest też opowieść o nich; o tym, jak (nie) odnaleźli się  w tej nowej, napompowanej oczekiwaniami Japonii.

„Od kryzysu naftowego w 1973 roku, który wstrząsnął filarami japońskiej gospodarki, zarobki mężczyzn spadają nieustannie, a czas pracy się wydłuża”  (tamże, s.77)

O tym, dlaczego nie odmawiają szefowi wyjścia na drinka i dlaczego w Japonii przemoc domowa kwitnie. Kim są, będąc burakumin. Ta –coraz trudniejsza do dźwigania – rola mężczyzny sprawia, że coraz więcej kobiet w japońskiej kulturze to tak zwane makeinuprzegrane psy

W końcu, Karolina Bednarz pisze o tych kobietach, które nie istnieją, a świat szaleje na ich punkcie, jak Hatsune Miku. Te, które istnieją, zamyka się w pudełku – niczym rzadkie kwiaty.

 

Dygresja

 

O Karolinie Bednarz na okładce pisze tak: „Reporterka, absolwentka japonistyki na Uniwersytecie Oksfordzkim (…) Mieszkała i uczyła się w Japonii oraz Korei Południowej”.
Zacięcie reporterskie w tej dziewczynie widać już od pierwszej strony, a ilość źródeł, które podaje (historycznych, statystycznych) powala na kolana.

Jednak daleko mi do fascynacji  Japonią – nigdy nie miałam specjalnych złudzeń co do życia w kraju, w którym wszystko determinuje praca, a sama Autorka przedstawia losy kobiet tak, jakby nie było ani jednej „normalnej”, a wszystkie zniewolone. I trochę, jakby sama się na Japonii zawiodła. Niemniej książkę czyta się bardzo dobrze – również dlatego, że jak wspominałam, bohaterki reportażu poznajemy po imieniu, a Karolina Bednarz zdawała się wchodzić fizycznie do ich kuchni; zresztą, najprawdopodobniej tak właśnie było, tak się robił ten reportaż.
Przy okazji podróży przez dzieje Japonii, zarówno historyczne jak i społeczno-kulturowe, otrzymujemy opisy japońskich potraw, reklam, ulic, ubrań, co świadczy o niezwykłej spostrzegawczości  reporterki, jak i umiejętności opisania ich bardzo obrazowo.

 

Druga  Japonia

 

Pamiętacie słowa Lecha Wałęsy, które wypowiedział zaraz na początku swojej działalności politycznej, że Polska będzie drugą Japonią? Być może chwała Bogu planu nie udało się zrealizować  – może i mało znam się na ekonomii, ale mogę się domyślić, że nie da się zbudować czegoś z założenia wielkiego, widząc tylko „plusy dodatnie” jak mawiał były prezydent.  Wszystko ma swoją cenę i Karolina Bednarz przedstawia, jaka to cena.
Ale nie tylko ona.

Gdy kilka miesięcy temu rozmawiałam z moją Koreanką na temat świąt, byłam ciekawa, jak świętuje urodziny w Korei. Od razu zasugerowałam:

 

– Wychodzisz  wtedy gdzieś ze znajomymi?
– Nie.
– Aaaa, czyli w domu, z rodziną?
– Też nie.
– No to…..jak spędzasz dzień swoich urodzin?
– Po prostu, rodzice składają mi życzenia i dają kopertę z pieniędzmi.
– I to tyle? Nie robicie niczego razem?
– Nie, moi rodzice dużo pracują , nie mieliby czasu spędzać go ze mną. – odparła jakby to było zupełnie naturalne.  I było.

 

Chociaż to dorosła kobieta i  nie potrzebuje urodzinowych świeczek, to jednak rzeczywistość, w której rodzice nie mają czasu dla swojego dziecka nawet jeden dzień, pół dnia (!) w roku, jest dla niej normalna i zapewne –o ile sama będzie mieć kiedyś dzieci – przekaże im tę „tradycję” , tę kulturę w której wszystko, absolutnie wszystko podporządkowane jest pracy, a nie ma czasu i energii na relacje.
Pracy, do której ludzie często gęsto chadzają z poduszką, by nie tracić czasu na dojazdy do domu i sen we własnym łóżku. Gdy żartobliwie przytoczyłam jej taki obraz, ona odparła, że rzeczywiście tak bywa – ludzie śpią w pracy. A pewnego dnia po prostu skaczą z firmowego okna.
Potrafię to sobie wyobrazić, bo dwójka naszych (polskich) znajomych pracowała przez jakiś czas dla koreańskiego oddziału automotive w Polsce. Gdy wychodzili z pracy po 8 godzinach, ich koreańska współbrać patrzyła na nich jak na jakichś lekkoduchów.

Tymczasem  bardzo wielu Koreańczyków cierpi na depresję. Już nie tylko pracownicy korporacyjni, ale gwiazdy kina i muzyki. Kilka dni temu samobójstwo popełniły kolejne znane osoby ; kilka dni temu (11.2019) Goo Ha-ra, miesiąc wcześniej Sulli,  latem aktorka Jeon Mi-seon, grudzień 2017 głośna śmierć gwiazdora koreańskiego popu, Kim Jong-hyuna.  Jeszcze wcześniej? Aktorka Eun-ju Lee (2005) , aktorka i piosenkarka U;Nee (2007), miesiąc później: Da-bin Jeong,  Jin-sil Choi,  Chae-won Jang i dalej: Ji-hu Kim,  Ja-yeon Jang,  Chang-yong Lee,  Seung-yeon Woo…..

 

Cytując Newsweeka odnośnie tej fali samobójstw:

„Dane te okazały się szokujące, zwłaszcza w porównaniu ze statystykami sprzed 20 lat. Jeszcze na początku lat 90. Korea Południowa należała do krajów o najniższym wskaźniku samobójstw. W roku 1992 według narodowego urzędu statystycznego życie odbierało sobie ok. 9 osób na 100 tys. mieszkańców kraju. Dekadę później mówiono już o 13 przypadkach, a w roku 2005 liczba ta sięgnęła 25 osób. Trzy lata temu Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) opublikowała raport, według którego Korea Południowa miała najwyższy wskaźnik samobójstw spośród wszystkich członków organizacji.” (źródło KLIK )

 

Reportaż „Kwiaty w pudełku” zdaje się przytakiwać tym wszystkim czynnikom, które ostatecznie składają się na smutne życie przeciętnego Azjaty; Japończyka czy Koreańczyka, mężczyzny czy kobiety. Brak więzi. Przepracowanie. Osamotnienie. Brak oparcia we wierze. Dążenie do perfekcji i spełniania wszystkich oczekiwań. Niemożność ich spełnienia. Samotne urodziny (?) Humanizm do szpiku kości.

Polecam.