Dlaczego motocykliści giną na drogach?

Dzisiaj drugi odcinek Moto Cyklu i temat dość nieprzyjemny – wypadki motocyklowe. Kuba ze swoją Wieczorną Kawą opowiada o wypadkach: dlaczego do nich dochodzi, jakie błędy popełniają motocykliści, a jakie no…. właśnie.  Lecimy! Wytrwajcie do końca bo będzie bonus :- )


Niedawno zginęła Olga Pronina – Rosjanka, nazwana „najseksowniejszą motocyklistką”; widziałam jej akrobacje na motocyklu, matko jeszcze jej tam brakowało rurki, albo piłeczek do żonglowania! Trudno uwierzyć, że zginęła, bo popełniła zupełnie podstawowy błąd: zahamowała na zakręcie?!

Myślę, że ten błąd można wykluczyć. Jako motocyklista, który jeździ ciężkimi sprzętami od 12 lat i ma chorą ambicję wyprzedzania wszystkiego, co się porusza, stwierdzam, że ktoś jej zajechał drogę i uciekł z miejsca wypadku, bądź też zwierzę wyskoczyło na jezdnię.
Miesiąc temu jadąc spokojnie dwupasmową drogą na pięknym prostym odcinku, przy 280 km/h wyskoczyła mi na drogę mała, kochana sarenka. Ja wyhamowałem, sarenka zdążyła przelecieć (ok. 20m odległości przy 200 km/h to dość blisko!) ale to było szczęście, Boża ochrona. Tu nawet najlepszy zawodnik nic by nie zrobił.

I Olgi mi bardzo szkoda, bo była kobietą z pasją.

Dlaczego jest tak dużo śmiertelnych wypadków z udziałem motocyklistów?

Trudno jednoznacznie na  to odpowiedzieć. PRAWIE zawsze jest to połączenie kilku czynników; brak uwagi uczestników, nadmierna prędkość (Jezu, że ja to powiedziałem…!) i pech. Tyle jako amator mogę napisać. Moje wypadki były tylko i wyłącznie efektem mojej głupoty i poza mną i maszyną nigdy nikomu krzywdy nie zrobiłem. Ale doświadczenie zostało :- )
Motocykliści  oczywiście powodują błędy i jest to najczęściej nadmierna prędkość, w kiepskim ku temu momencie, bo to trzeba być szczerym. Ale ile wypadków tyle sytuacji. Ale jedno mogę stwierdzić z całą pewnością: kierowcy samochodów powodują lwią część wypadków z naszym udziałem. Dwa najczęstsze błędy to wymuszenie pierwszeństwa i zajechanie drogi podczas wyprzedzania. Aż krew mi się gotuje, gdy o tym pomyślę!

Podzielam to zdanie – sama kilka razy o mało nie miałabym wypadku dlatego, że kierowca wymusił  na mnie pierwszeństwo na skrzyżowaniu.  Innym razem zajechał mi drogę gdy robiłam lewoskręt. Cudem we mnie nie wrąbał; zauważyłam go w ostatniej chwili – chyba nie mogłam uwierzyć, że można wyprzedzać z impetem całą kolumnę aut, gdy z przodu motocyklista skręca w lewo. A jednak!
A co byś radził motocyklistom?

Tu bardzo ważna rzecz do braci motocyklowej: uważajcie na skrzyżowaniach! Nawet zwalniajcie, jeśli jedziecie, to żaden wstyd, a można ocalić życie swoje, no i przede wszystkim życie pasażera. Patrzcie daleko do przodu, przewidujcie sytuacje – trzeba nauczyć się przewidywać, co może się wydarzyć. Skoro ja żyję to znaczy, że się da!

 

Słowo dla kierowców samochodów?

Mogę powiedzieć tylko tyle, że patrzenie w lusterka i boczną szybę może uratować komuś życie. Nieuwaga i brak wyobraźni może zabić komuś męża, ojca, dziecko – dotyczy obojga płci.

 

Jakie wypadki miałeś na motocyklu i dlaczego?

Cóż, mało przyjemny temat.
Pierwszy miałem w wieku 17 czy 18 lat; najzwyklejszy szlif na zakręcie na pierwszej patelni na Białym Krzyżu (Szczyrk, Przełęcz Salmopolska) gdy przy około 90 km/h okazało się, że to za dużo na GS500 i po kilku metrach szlifowania wbiłem się w barierki. Trochę mi się nerka rozerwała, ale po kilku tygodniach w szpitalu wyszedłem i wsiadłem na rower, ponieważ GS500 chwilowo nie chciał jeździć <śmichy_chichy>. Podczas pierwszego dnia po wyjściu ze szpitala zaliczyłem dwie gleby na tym rowerze <śmichy_chichy>.

Później na crossie kolegi, podczas przepustki z wojska (gdzie się niefortunnie znalazłem) wpadłem do jakiegoś wyschniętego zbiornika wodnego i po około 4m swobodnego lotu w dół bez spadochronu za to  z Yamahą YZ-450F zaliczyłem upadek, w wyniku którego złamałem kostkę w lewej nodze.

Ostatni już, trzeci pobyt w szpitalu zaliczyłem jak zwykle z własnej głupoty, bo podczas jazdy na tylnym kole (całkowicie przypadkowo!) na wspomnianej 199-konnej R1, jako młody astronauta zapomniałem, że gdy motocykl jedzie praktycznie w pionowej pozycji, to o godzinie 20ej, światła też będą świecić w niebo, czego tak jak ja nie spodziewał się starszy pan, wyjeżdżający wraz z małżonką z ulicy podporządkowanej. W wyniku naszych złych obliczeń i kolizyjnej trajektorii, przywitaliśmy się na misia przytulając R1 do Forda Fiesty <śmichy_chichy> a w wyniku mojej dość dużej prędkości przelotowej, zakończyłem przygodę na znaku drogowym, po dość długim szlifie. Nie wiem co mnie podkusiło, żeby przed tym niefortunnym przejazdem schować rękawice do plecaka!
Zakończyłem misję bez skóry na dłoniach łącznie z liniami papilarnymi. Plus stłuczone biodro i żebra, uszkodzony kark i zdarta skóra bo tekstylne kurtki dają tyle ochrony co strój kąpielowy <śmichy_chichy>.

 

Twój absolutnie najgorszy wypadek motocyklowy?

 

Jeden z najgorszych w skutkach wypadków wydarzył się – uwaga – w moim garażu! Otóż wyprowadzając R1 z garażu w piękny, słoneczny, letni dzień, ubrany w skórę od stóp do głów, w kasku, rękawicach, no w pełnym rynsztunku… wyprowadzałem motocykl, prowadząc go po mojej prawej stronie. Logiczne i niby nic w tym dziwnego, gdyby nie fakt, ze nie schowałem „nóżki”. I nadal nic by się nie stało, gdyby nie kolejny fakt- że w moim garażu jest taki…. metalowy próg; licho wie po co, chyba właśnie czekał na ten dzień. Nóżka zahaczyła o próg i motocykl przewrócił się na jedną stronę. Motocykl uległ sile uderzenia w ziemię, a mnie uderzyło po kieszeni.
Efekt: cała prawa stronę skasowana – wszystkie plastiki, „czacha” boczna, owiewki, zadupek, złamany set z dźwignią hamulca i pęknięty dekiel od sprzęgła. I tak zakończył się mój wypad w tamten piękny, letni dzień – nawet nie odpaliłem silnika.  <śmichy_chichy>

 

Kot Który Jeździł Na Motorze – Tygrys

Zakończmy już kwestię wypadków. Na koniec optymistyczny akcent :- ) Kot na motocyklu?!  Jak do tego doszło?!

Pewnego razu jechałem do pracy motocyklem i chciałem zabrać ze sobą mojego Tygrysa. Zastanawiałem się, czy kota da się przewieźć na ścigaczu. Da się! :- )  Usadowiłem go na miejscu pasażera w transporterze, owijając siatką motocyklową i w ten sposób dojechaliśmy do pracy i z powrotem. Był troszkę przestraszony bo motocykl jest zbyt głośny, więc już nigdy więcej nie zdobyłem się na takie ekscesy, ale dla mnie to kolejny dowód na to, że mam bohaterskiego kocura! :-)

 

Kuba na swoim motocyklu