Słowo ma moc. Twoje też?

Żyjemy w takich czasach, gdzie wszystko potrzebuje potwierdzenia; jeśli wysyłam komuś przesyłkę, ta osoba chce potwierdzenia tej wysyłki. W pracy chcą kserokopii moich dyplomów, u lekarza sprawdzają, czy jestem ubezpieczona, państwo pragnie rejestracji mojej relacji miłosnej, a jednym z bardziej żenujących zabiegów jest to, gdy pani  przy kasie w markecie otwiera pudełko z nowo zakupioną rzeczą, by sprawdzić, czy nie przemyciłam czegoś nadprogramowego. A potem jeszcze sprawdza, czy moja eko-torba dotarła do kasy pusta.

 

Powiesz: Przecież to normalka! A jednak nie zawsze tak było.
Pamiętacie „Grę o tron” i hasło, które wielokrotnie padało? „Powiedziałem słowa”. To mówili mężczyźni , którzy wyrzekali się wielu rzeczy w swoim życiu, aby przystąpić do Nocnej Straży. Przysięga brzmiała tak:

 

Nadchodzi noc i zaczyna się moja warta. Zakończy ją tylko śmierć. Nie wezmę sobie żony, nie będę miał ziemi, ojca ani dzieci. Nie założę korony i zapomnę o zaszczytach. Będę żył i umrę na posterunku. Jestem mieczem w ciemności. Jestem strażnikiem na murach. Jestem tarczą, która osłania krainę człowieka. Moje życie i mój honor należą teraz do Nocnej straży na tę noc i wszystkie pozostałe.

 

 

To dość poważne zobowiązanie, wypowiadane na głos przez każdego ochotnika, który pragnął być częścią tej służby. Wielu nie potrafiło wytrzymać w tej przysiędze i dezerterowało, ale inni traktowali ją na serio. Gdy nadchodziły pokusy, mówili „Nie mogę, powiedziałem słowa”.
Dziś by kto zapytał:  „A masz to na papierze? Ja nie, to wiesz, jak jest – to nie istnieje”.

 

W czasach Jezusa niepotrzebne było potwierdzanie małżeństwa na piśmie. O tym, że ludzie chcą być ze sobą do końca życia świadczyło kilka przesłanek: Mężczyzna brał kobietę do swojego domu/ Kobieta zachodziła w ciążę.  W obu przypadkach związek z automatu był uznawany przez społeczeństwo za małżeństwo; oboje przez czyny zobowiązywali się do bycia razem przez wszystkie dni swojego życia (lub do dania listu rozwodowego – i tu się sprawy komplikowały; taki list należało napisać i wręczyć kobiecie, którą się odprawiało).
Dzisiaj i tę sprawę trzeba załatwiać „urzędowo” bo w świetle prawa świeckiego tylko związek zarejestrowany może korzystać w pełni dalszych praw (np. prawa do spadku) a i  ludzie po prostu chcą mieć zabezpieczenie, na wypadek gdyby słowo nie miało żadnej mocy („Przecież niczego ci nie obiecywałem!” ). Jest tak tylko dlatego, że człowiek przestał być słowny.

 

 

Nie wiem, kiedy nastąpiła ta zmiana. Jakiś czas temu rozmawialiśmy na ten temat w kilka osób i kolega powiedział, że w latach 80. nie do pomyślenia było, żeby ktoś nie wywiązał się z danej słownie obietnicy.

 

Tymczasem dla mnie nadal liczy się wypowiedziane słowo. Czasem na tym pozornie tracę, bo od momentu dania słowa do daty realizacji, wiele okoliczności się zmienia – i muszę się czasem naprawdę nagimnastykować, by spełnić obietnicę. I czasem muszę zmieniać swoje plany na takie, których nie chcę.
Ale obietnicę spełniam. I nie żałuję – bo honor to dla mnie jedna z najwyższych wartości.  Dzięki niemu, nie mam wyrzutów sumienia , odmawiając. Nie lawiruję, nie ściemniam tylko mówię otwarcie, że albo tak albo nie. Każdy, komu daję słowo, może być pewien, że go dotrzymam. Może się z tym czuć komfortowo. Zazwyczaj mało ludziom obiecuję, ale ten typ ludzi, który zawsze pragnie jasnych sytuacji, to dzieci. Tak się składa, że mam w otoczeniu takie jedno, dla którego wypowiedziane słowo obietnicy  liczy się. To dziecko po prostu traktuje mnie poważnie. Nie pragnie podpisywania deklaracji. Dla niej wystarczy, że ciocia tak powiedziała.

 

Przez lata dziwiłam się scenom walk; wiele razy gdy dochodziło do pojedynku, obie strony rezygnowały z podchodów, walcząc otwarcie. Myślałam: Skoro on chce wygrać, to czemu nie odwróci się pierwszy i czemu do niego szybciej nie strzeli? – z biegiem czasu zrozumiałam czemu. Bo to, JAK ewentualnie zginie, miało znaczenie. Czy jako człowiek honorowy, czy jako ten bez honoru.

 

Kilka miesięcy temu słuchałam radia. Była audycja na temat ślubów, rocznic, jubileuszy. Zadzwonił pan z bodajże 40-letnim stażem małżeńskim. Po gratulacjach, spiker pyta:
– A nigdy nie myślał pan o tym, by się z żoną rozwieść?
A jubilat na to (zdecydowanie):
– Nigdy! Żeby ją zabić to tak, wiele razy miałem na to ochotę, ale rozwieść się? Nigdy,  bo przysięgałem to przed Bogiem.

 

Pomyślałam: ten człowiek jest z mojego świata.
Podczas ślubu obiecuje się sobie wiele rzeczy, często związanych z uczuciami.  Ja nie obiecałabym nikomu dozgonnej miłości. To zbyt duża obietnica, a w Biblii pisze, by nie obiecywać przed Bogiem tego, czego się nie może spełnić.  Ale mogę się zobowiązać co do lojalności. Zobowiązanie zakłada między innymi to, że będziesz musieć coś poświęcić, by to wypełnić. Ale czy trudno być ze sobą gdy okoliczności dobrze się układają? Nie. To jest jazda z górki w pełnym słońcu. Mój partner chce wiedzieć, jakim człowiekiem jestem; czy nie zostawię go w godzinie próby, czy nie poddam się zbyt szybko, mając na uwadze tylko swoje szczęście. Czy jestem stała w swoim postanowieniu, nawet jeśli znajduję się w kłębie różnych emocji.

 

Na Słowie oparty jest nasz świat. Bóg wywyższył swoje słowo ponad swoje imię. Gdyby tego nie zrobił, świat rozleciałby się na kawałki, a my razem z nim, nie mając żadnej nadziei, żadnego ratunku. Czy wyobrażacie sobie, jak wspaniały byłby świat, gdyby ludzie dawali słowo, z którego się wywiązują, lub nie dawali go w ogóle? Gdyby po ziemi chodzili sami honorowi ludzie?
Możesz zacząć od siebie tak ja zaczęłam od siebie. Daj się poznać jako ten/ta, którego słowo ma moc.

 

Co sądzicie o kwestii honoru w obecnych czasach? czy ma to dla Was znaczenie?