Czym (nie) jest małżeństwo?

Na okoliczność tego posta, włączyłam sobie Boba Marley’a, chociaż żeby było takie wesołe to, co będę pisać… no ale mam nadzieję, jak zawsze zresztą, że przynajmniej jedna osoba zdobędzie się na osobistą refleksję.

Zacznę od kawału, a właściwie gry słów, którą zna wiele osób:
Po latach spotykają się dwie koleżanki:
Jedna: Słyszałam, że niedawno wyszłaś za mąż. Musisz być bardzo szczęśliwa!
Druga: No, muszę.

Obecnie nikt  niczego nie musi. Jeśli człowiek nie odczuwa szczęścia osobistego przez dłuższy czas, ma prawo odejść od drugiej osoby, bez względu na wszystko, i nic go nie zatrzyma. Z tego prawa korzysta co roku, sukcesywnie 1/3 par.
Każdego roku w Polsce związek małżeński zawiera 180 tys. par, rozwodzi się ponad 60 tys. – 2/3  jakoś ze sobą kolejny rok wytrzymują. Nie jest tak źle!
Jednak powody, dla których ludzie decydują się zakończyć, często kilkuletni (już rzadziej kilkunasto -) związek, dają do myślenia.
Jeśli jesteś na takim związkowym zakręcie, albo jeszcze przed decyzją o małżeństwie, zachęcam Cię do lektury tego posta. Będę pisać jako mężatka z 5-letnim stażem.
Wczoraj usłyszałam kolejną* historię z kobietą w tle; poznała sporo młodszego mężczyznę (czyli w tym wieku: chłopaka, który jeszcze zapewne nie skończył studiów) i odchodzi od męża, mimo dwójki dzieci i wcześniej składanych deklaracji życia we dwoje >choćby nie wiem co< .
* Kolejną, bo to nie druga, trzecia, czwarta, a nawet piąta historia TEGO typu.

Miłość – chwilowe obłąkanie, na które lekarstwem jest małżeństwo. (Ambrose Bierce)

Nie, żeby miłość kończyła się wraz ze sformalizowaniem związku! Ale miłość się zmienia z czasem. Tak, jak zmienia się przyjaźń dwojga ludzi i tak, jak zmienia się każdy człowiek. Psycholog, Bogdan Wojcieszke pisze o tym w ten sposób:
`Zmiana jest nieodłączną towarzyszką życia: wszystko, co żyje, ulega zmianom. Potoczna obserwacja wskazuje, że liczne (jeśli nie wszystkie) związki między ludźmi oparte na miłości ulegają w trakcie swego trwania daleko idącym przemianom. W poważnym stopniu zmienia się treść uczucia łączącego partnerów, czyli sama istota miłości` (”Psychologia miłości”)
Wiele par nie potrafi lub nie chce zaakceptować tych zmian, stąd problemy. Tymczasem faza, do której tak bardzo się przywiązują, czyli zakochania, trwa krótko (do 2 lat) i jest –choć przyjemną – najbardziej oszukańczą fazą związku. Niczego nie można na niej zbudować.

Małżeństwo nie jest stanem, lecz umiejętnością  (Magdalena Samozwaniec)

Żyjemy w wolnym kraju, możemy podejmować dowolne decyzje odnośnie naszego życia osobistego. Możemy kierować się własnym rozumem, bo prawo polskie oraz społeczeństwo pozwalają obecnie na właściwie każdą formę związku dwojga ludzi.
A jak jest:
Ani długi okres >chodzenia ze sobą<  (czasem i 10 lat) podczas którego można poznawać drugą osobę i zdecydować, czy chce się z nią wiązać na całe życie czy nie, ani przyzwolenie społeczne na wolną amerykankę w alkowie (czyli seks przedmałżeński, w wielu krajach karany śmiercią) ani wreszcie mieszkanie ze sobą >przed ślubem< które miało okazać się panaceum na rosnącą liczbę rozwodów, liczby rozwodów nie obniżyło.
Pomijając takie kwestie jak znęcanie się fizyczne bądź psychiczne, alkoholizm czy inne uzależnienie jednego z partnerów, w którym uparcie chce trwać, na pierwszy ogień jako powód rozwodowy wysuwa się niezgodność charakterów. Od niedawna podawane są również różnice światopoglądowe…. Czyli…. znów nieakceptacja zmian?
Tak bardzo staramy się być ostrożni, chodzimy ze sobą latami, żeby przygotować się na każdą ewentualność, dbamy o to, żeby mieć dobre wykształcenie, dobry zawód, aby dać radę udźwignąć materialnie związek. Tymczasem bardzo często, nasza intymna relacja z drugą osobą (ps .intymność to nie tylko seks! Intymność to świat dwojga ludzi, do którego tylko oni mają klucze. To budowanie więzi), która wymaga nie mniejszej troski, leczy i kwiczy.

Często człowiekowi przyświecają swoje własne cele w związku z drugą osobą (pęd do rodzicielstwa, udany seks, stabilizacja materialna, wygoda, presja społeczna) więc w zetknięciu z nagłym zejściem z tej przewidywalnej trasy, traci grunt pod nogami i wycofuje się. W obliczu problemu/ów które da się spokojnie rozwiązać jeśli jest dobra wola obu stron, sytuacja wydaje się bez wyjścia.

Już po kilku tygodniach trwania małżeństwa łatwo jest znaleźć powody do rozwodu. Sztuka polega na tym, aby ciągle znajdować powody do trwania w małżeństwie (Robert Anderson)

Idąc za cytatem:  dlaczego warto żyć ze sobą w małżeństwie? Bo razem jest raźniej. Razem po prostu łatwiej przejść przez życie i pokonywać różne trudności. Łatwiej jest coś budować. Nie podoba Ci się to, bo brzmi prozaicznie? Ale taka jest prawda. Małżeństwo z romantyzmem NIE MA NIC wspólnego. Może mieć od czasu do czasu, zwłaszcza w alkowie- i na tym powinny kończyć się oczekiwania dwojga ludzi. Małżeństwo to nie ślub z weselem.
Małżeństwo jest decyzją. Im bardziej prozaiczną, tym lepiej dla jego trwania.
Napisałam, że łatwiej przejść przez życie…. A czy nie po to pragniemy przyjaciół? Czy potrafisz i chcesz żyć sam/a na tym świecie, radząc sobie samotnie z codziennością? Współmałżonek to osoba, która powinna być takim jednym człowiekiem na świecie, który zostanie, pomoże, wesprze, nawet gdyby cały świat zniknął.
Jesteś stworzona/y na takiego współmałżonka, który zostanie, pomoże, wesprze, nawet gdyby cały świat zniknął. to ten romantyzm z najwyższej półki :- )

Jeśli człowiek ma wielkie oczekiwania – a okazuje się, że to podprogowy powód rozwodów, warto wiedzieć, że cokolwiek romantycznego w małżeństwie ma miejsce, to należy traktować to tylko jako bonus, a nie codzienność. Małżeństwo to nie przedłużenie >chodzenia< ze sobą.
Tamten, słodki, ale niedojrzały etap musiał mieć miejsce, żeby mogło przyjść coś nowego, dojrzałego i trwałego. Dopiero teraz zaczyna się prawdziwa przygoda!

Dobre małżeństwo to w 3/10 miłość, a w 7/10 wzajemne wybaczanie win (Langdon Mitchell)

W świecie, w którym nie ma właściwie nic trwałego, prócz wschodów i zachodów słońca, małżeństwo zostało przygotowane długoterminowo. Ma trwać do śmierci jednego z partnerów. Taka wizja o ile nie przeraża wielu ludzi, to kompletnie nie przemawia. Okazuje się, że i małżeństwo obecnie traktuje się, jako związek jeden z wielu. Z założenia miało być wyjątkową więzią, opartą na partnerstwie, szacunku, chęci porozumienia się, współpracy, budowaniu rzeczywistości dzień po dniu. Często bywa od jednego poczucia szczęścia do drugiego. A przecież ustaliliśmy, że małżeństwo to nie jest miłosna karuzela.
Czytałam niedawno wypowiedź kanadyjskiej pisarki, Revy Seth („Po pierwsze ślub” – „First Comes Marriage”) na temat racjonalizacji wyboru partnera. Tak, racjonalizacji, a nie miłosnych uniesień, romantycznych porywów serca.
Reva Seth jest zwolenniczką małżeństw aranżowanych, jakie mają miejsce w Azji i krajach muzułmańskich.  Wg pani Seth, związek należy zbudować na odpowiednim gruncie, wybór partnera powinien być przemyślany i rozsądny. Wtedy miłość przyjdzie sama. Seth wymienia taki grunt szczęśliwych małżeństw jak wspólne pochodzenie i wartości. Sama zresztą w ten sposób wybrała swojego męża; musiał mieć hinduskie pochodzenie i interesować się polityką. Zakochała się w nim dopiero po ślubie.
Co ciekawe, ich postawie kibicują…naukowcy. Twierdzą oni, że prawdziwe uczucie naprawdę może przyjść z czasem, o ile w związku jest seks.

W małżeństwie wspaniałe jest to, że możesz być sam, jednocześnie nie czując się samotnym (Gerald Brenan)

W dobrym małżeństwie wspaniałe i absolutnie wyjątkowe jest to, że masz swojego człowieka. I Ty jesteś kimś takim dla niego.
I świetne jest to, ze już nie trzeba zastanawiać się, przeżywać bezsennych nocy, by wybrać. Mnogość ludzi, z którymi człowiek musi się spotkać, by pośród nich wybrać tego, który nadaje się na całe życie, jest doprawdy przytłaczającą pracą!
A ze swoim człowiekiem można wiele!
Z takim kimś ta podróż może być niezapomniana i bardzo treściwa, głęboka. Im bardziej buduje się tę więź, tym więcej radości przynosi codzienność.

Jeśli wierzysz Bogu:

Nawet Bóg tak to wymyślił; wiedział, co będzie dla człowieka dobre, ustanowił więc głęboki związek dwojga ludzi, by byli, wśród zgiełku tego świata, niezniszczalni; bezpieczną przystanią dla siebie nawzajem.
Kiedyś się burzyłam, ale dziś podoba mi się stwierdzenie biblijne z Księgi Wyjścia, że stwarzając kobietę, Bóg stworzył „pomoc odpowiednią dla niego” (dla mężczyzny). To takie pragmatyczne! Ale jakże wiele kłopotów związanych z właściwym pojmowaniem małżeństwa, zaoszczędza!
Rozpisałam się, a nie napisałam o sprawie najważniejszej: pomimo, że Bóg nikogo ze sobą nie wiąże, a jest jedynie świadkiem dwojga osób, składających sobie ślub, czyli podejmujących decyzję o tym, że dalej przez życie chcą iść razem, to jest gotów tej dwójce pomagać na każdym etapie tej drogi. I w każdym jej aspekcie. W sposób skuteczny,  awangardowy i zupełnie wyjątkowy, jak sama para :- ) Warto z tego korzystać!

Drugą najważniejszą sprawą jest to, że małżeństwo dwojga osób jest….metaforą, bo jest symbolem łączącym Boga z Jego ludem – On, jako Oblubieniec, lud kochający Boga, jako Oblubienica. A to najważniejsza więź na tym świecie. Warto poświęcić jej więcej uwagi, zanim powiesz : Nie czuję się szczęśliwy/a.

Życie to walka. Nie oszukujmy się! Ale czy, z chwilą, gdy odnosisz porażki, od razu myślisz, żeby skończyć z życiem? Chcemy żyć, jest w nas takie pragnienie podobnie jak to, że chcemy kochać i być kochani. Bo to z kolei daje pewne poczucie bezpieczeństwa i dodaje sił. Chcemy doświadczać miłości, bo wierzymy, że to jest ta właściwa siła napędowa świata. I dobrze wierzymy! Tylko miłość ma sens. Dodałabym: tylko dojrzała miłość ma sens, bo tylko taka ma siłę.
Małżeństwo –powtórzę raz jeszcze – nie ma nic wspólnego z romantyzmem i chwała Bogu. Napisałam też, że to decyzja. Dodam jeszcze: że niesiona dzień po dniu, czy nam się ten dzień podoba, czy nie. Tak naprawdę nie potrzeba wielkich teorii by definiować małżeństwo. Jakich teorii trzeba, by definiować dzień za dniem? Dzień należy przeżywać najlepiej, jak się da, a po zachodzie słońca uśmiechnąć się do niego :- )

Dwadzieścia jeden lat małżeństwa i mimo tylu burz ciągle razem, coraz silniejsi i pewniejsi siebie (Książę Consort Albert)

Co o tym sądzisz?

Ciąg dalszy z serii “związkowej” wkrótce :-)