Jak oszczędzać, żeby się nie przeforsować, a być bogatym.

Wychowałam się na Śląsku, w równie śląskiej rodzinie. Prócz tak oczywistych gwoździ w programie wychowania jak modro kapusta, gruba i familoki, od maleńkości zaszczepiano we mnie miłość do oszczędzania. Nie, nie samo oszczędzanie jako proces żmudny o niewidzialnym horyzoncie, ale jako wartość, ba, radosną konieczność,  której warto hołdować z pieczołowitością.

Tak więc w naszym śląskim domu radością nie była informacja, ile mama zarobiła, ale ile udało się włożyć „do koperty”. Babcia, walcząc o podwyżkę emerytury również nie miała przed oczami futra z norek czy wakacji nad morzem, ale cudownie zastygłą gotówkę, która w przyszłości wyda plon. Tak, oszczędzanie było domeną kobiet.

Pragnę dodać jeszcze jedną, wydaje mi się istotną rzecz w tym wszystkim; w tej rodzinie idea odmawiania sobie czegokolwiek z radości dnia codziennego w imię oszczędności, nie istniała. Tu cały plan dzisiejszych gospodyń jakby brał w łeb. Chociaż uważam za bardzo trafne, cenne i naprawdę skuteczne metody oszczędzania, które podała Patrycja Malinowska na swoim blogu („Jak oszczędzać – 17 moich sposobów”) sama nawet kilka z nich stosuję jakoś intuicyjnie, nawet już nie z chęci zaoszczędzenia paru złotych, ale z czystej przyzwoitości (np. oszczędzanie wody czy zwracanie uwagi na los żywności w lodówce) moja mama i babcia uznałaby chyba, że nasza sytuacja jest bliska tej wojennej, gdyby przyszło im stosować się do tych rad. Ale kto w latach ’80 myślał o oszczędzaniu energii? Albo o wybieraniu produktów w sklepie, gdy człek dostawał to, co mu dano, a nie to, czego chciał? WTEDY. Obecnie moja mama poszła nieco po rozum do głowy i o ile notorycznie kupuje buty tylko dlatego, że kosztowały 40 zł, a potem w nich nie chodzi, o tyle jest bardziej świadoma jeśli chodzi o na przykład wodę.
Dziś, możliwości są adekwatne do sposób oszczędzania i na odwrót. To znaczy mniej więcej tyle, że jeśli decydujesz się na zakup samochodu (niekupienie auta byłoby na pewno dużą oszczędnością, ale jakąż niewygodą!) to zwykle chcesz, by koszty jego utrzymania były możliwie jak najmniejsze; szukasz więc taniego ubezpieczyciela, taniej benzyny i opon zimowych + cała reszta. Podejrzewam, że takich dylematów nie ma Kuba Wojewódzki czy ktoś w tym stylu, ale jeśli zaliczasz się do tzw. klasy średniej, będziesz kombinować.

Bombonierki, kasztanki i malagi

Tego w naszym domu nie brakowało nigdy. Oszczędzanie oszczędzaniem, ale drobne przyjemności musiały być, by sobie to oszczędzanie osłodzić. Malagi, tiki-taki, kasztanki, buławki, czekoladki z likierem i inne tym podobne maszkiety królowały na stole każdego dnia. Podobnie jak wyjścia ze znajomymi, częste wizyty znajomych, wypady do kina (były tanie), a z kolei moja teściowa opowiadała, że zwyczajowo w kawiarni zamawiało się kawę + koniak. Kiedy zamówiłaś sobie w kawiarni lampkę wina (powiedzmy, że to dzisiejszy zamiennik tej kawy z koniakiem) ?
Wiele z tych „zachowań” dziś niejeden nazwałby „ryzykowanymi” czy „beztroskimi”.
Mnie się jednak one podobają. Chciałabym uniknąć sytuacji podanej w świetnej książce Teresy Hołówki pt. „Delicje ciotki Dee”  opisującej tryb oszczędzania amerykańskich pań domu:

„W geście przyjaźni Fanny przyniosła garść „kuponów” — druczków uprawniających do nabywania z rabatem różnych (zwykle mało chodliwych) dóbr sklepowych. Każda porządna pani domu pracowicie je gromadzi: czasem wycina z gazet, czasem otrzymuje pocztą wraz z reklamami, czasem wydobywa z opakowania po użyciu zawartości. Nie używasz tego, Tyreza? Naprawdę? A dlaczego? Kupujesz bez kuponów? I twój mąż ci na to pozwala? Słuchaj, a może wy nie wiecie, czemu one służą? Dowiedziawszy się, że szkoda mi zawracać sobie głowę groszowymi zabiegami, pomilczała chwilę. I nigdy już więcej nie przyszła. Później opowiadała w pralni o Polakach.(…) Ktoś, kto mieszka w wynajętych pokojach, ktoś bez domowego lekarza, porządnego Wozu, oprocentowanego konta, winien zakasać rękawy i porządnie się zwijać. Tak jak Fanny (skądinąd historyk sztuki). Jeździć do pracy o godzinę wcześniej, razem z mężem, żeby niepotrzebnie nie palić benzyny. Nosić starą kurtkę wuja Eliasza i getry nie do pary; ubiór przecież nie jest najważniejszy. W niedzielę pilnować za pieniądze bliźniaków szefowej, w piątki pomagać w sklepie kolonialnym razem ze starszą córką (niech się uczy życia). I odkładać, odkładać, odkładać. I za parę lat dobić się tego, co mieć się musi. Siedziby, solidnych mebli, dwóch wehikułów, stałej opieki medycznej, szacunku w okienku bankowym. Wtedy będzie można pomyśleć o głupstwach. O rzeczach niekoniecznych.”

A ja lubię rzeczy niekonieczne! Prócz utrzymującego przy życiu jedzenia, ciepłego ubrania i zestawu do mejkapu, lubię rzeczy niekonieczne! Nie jesteś nadal przekonana/y? OK., zreflektuję się. Oto moje sposoby oszczędzania, dzięki którym pozwolisz sobie na kawę z koniakiem lub inną przyjemność bez nadszarpnięcia domowego budżetu:

Złom. Nie, to nie krzywdzący epitet Twojego samochodu! Mam na myśli rzeczy, których już absolutnie nie potrzebujesz (stary telewizor, odtwarzacz video, który kupiłaś gdy podpisany był jeszcze „wideo”, odtwarzacz DVD, niedziałające kolumny itp.) a które zalegają w Twojej piwnicy. Weź je wpakuj do auta i wywieź na złomowisko. Ja tak uczyniłam i w ciągu ostatnich kilku dni, za kilkadziesiąt kilogramów rzeczy, za których wywóz musiałabym zapłacić, zarobiłam całe 12 zł! Na dobrą kawę jak znalazł! : – D

Grzebanie w śmietniku. Zanim zrobisz „jaggghhh” spójrz, ile kosztuje aluminium na złomie. (u nas, duży worek aluminiowych puszek to 25 zł). Przed pracą, o wschodzie słońca możesz prześmigać wszystkie kosze w okolicy i uzbierać na niejedną lampkę czerwonego półwytrawnego! Boisz się, że sąsiedzi/koledzy z pracy Cię rozpoznają? Załóż czapkę, owiń twarz szalikiem, upodobnij się do towarzystwa koczującego dzień w dzień przy najbardziej intratnych śmietnikach w okolicy!
Ps. Przyznaję, nigdy nie zdecydowałam się na tę formę zarobku, a to tylko z dobroci serca; szkoda mi na przysłowiowy kawior odbierać innym chleb od ust.

Kupowanie tylko w markowych sklepach. Nie kupuj w grzebokach bo z uwagi na niską cenę, kupisz o wiele więcej rzeczy, a od grzeboka uzależnisz się jak od kokainy. Idź do najdroższego sklepu z ciuchami, a jeśli to jest ponad Twoje siły, to chociaż do sieciówki. Wypatrz bluzkę, taką, którą trudno byłoby porządnie zetrzeć podłogę, a która kosztuje minimum 80 zł (jeśli jesteś wyjątkowo bogata, zwiększ cenę początkową). Pomacaj ją, pooglądaj z każdej strony po czym kup ją. Pięć razy się zastanowisz, gdy będziesz chciała kupić kolejną, a Nie mam co na siebie włożyć po otwarciu szafy będzie skutecznie budowało poczucie winy. W końcu uznasz, że minimalizm jest fajny!

Oszczędzanie energii. Kto by pamiętał, by wszystko wyłączyć przy każdym wyjściu z domu czy pójściu spać? Przy tej ilości kabli, włączników i w ogóle elektroniki, to karkołomne zajęcie. Ale jeśli tylko masz duszę romantyka, zaopatrz się w świeczki i spędzaj w ich blasku każdą chwilę wieczoru. Nie tylko się odprężysz, Twoje oczy odpoczną, ale i Twoje życie w małżeńskim stadle odżyje!

Jeśli gryziesz się, co zrobić z takimi fantami jak ładowanie telefonu, korzystanie z czajnika czy ładowanie baterii do e-fajki czy aparatu fotograficznego, uratuje Cię Twój etat. A tak! wszystko, co chcesz naładować, zasilić, zabieraj do pracy i tam podłączaj.
Ja niestety nie mam pracy na etat, zatem wykorzystuję wszystkie domowe zasoby.

Mało czytaj.  Pochylanie się nad książką niszczy wzrok.A zniszczony wzrok to dodatkowy wydatek. To, czego masz się dowiedzieć i co Ci do życia potrzebne, napisane jest w Internecie (ceny jabłek, gazetki promocyjne, planowane podwyżki, ceny biletów lotniczych). Naprawdę nie ma potrzeby, byś w dzisiejszym, pędzącym świecie zaprzątała sobie głowę fantazją. Żyj z fantazją, ale nie fantazją!
Jeśli już koniecznie musisz czytać, rób to w miejscu pracy. Możesz wykonać samodzielnie okładkę na czytaną „Grę o tron” np. „Nowelizacje podatkowe 2014”, „Poradnik dla operatora” czy inną, według profesji. Nie wierzę, że potrzebujesz aż 8 godzin, by pracować produktywnie. Twój szef, tak podświadomie również w to nie wierzy.

Depilacja jest zbędna. Czy jesteś facetem czy kobietą, masz jakiś włos do ogolenia. A tylko dlatego czujesz tę powinność, bo świat Ci to wmówił. Producenci golarek, żyletek, depilatorów i pianek do golenia nie śpią i od czasu do czasu wypuszczają tzw. kaczkę dziennikarską o rzekomej modzie na ogolone to czy tamto. Nie ulegaj presji.

Woda zdrowia nie doda. Pamiętasz czasy kiedy w jednej balii wody wykąpała się cała rodzina, a nie była to rodzina 2+1? Ja też nie, ale takie czasy były, a ludzie żyli. Nagle okazało się, że każdy musi brać codziennie osobny prysznic, mieć do tego pachnący żel i inne bajery. Pomyśl, że ilekroć bierzesz niezbyt szybki prysznic, afrykańskie dziecko patrzy na Ciebie i płacze…

Ognisko zamiast kuchenki. Prąd/gaz można zaoszczędzić robiąc jak najczęściej ognisko zamiast tradycyjnego gotowania. Kupujesz śląską 8 zł/kg do tego po dwie pajdy chleba i obiad jak znalazł. A, mieszkasz w bloku. Wiesz, szkoły dość często organizują coś takiego jak „klasowe ogniska”. Wystarczy, że zgłosisz się jako opiekun, a możesz kilka razy w miesiącu upiec sobie śląską zupełnie za free!

Farbowanie włosów jest passé. Kiedy kryzys dotknął sceny muzycznej, co zrobiła Shakira? Przestała farbować włosy. Jej czarne odrosty zrobiły taką furorę, że kobiety tłumnie napierały salony fryzjerskie by tak się zafarbować, żeby mieć odrosty. Po co? wystarczy zafarbować włosy raz i czynności zaniechać. Zaoszczędzisz na fryzjerze i będziesz jak Shakira.

1 zł do skarbonki. … za każdym razem, gdy pomyślisz o czekoladzie.

 

A tak na serio, nie uwierzysz, co przyniosło mi największe bogactwo!
Dzielenie się. Jest wielka różnica między dawaniem a dzieleniem się. Wiem, że to niemodne, dziwne i podejrzane, ale tak właśnie jest.
Moja ś.p. babcia jako człowiek okresu wojennego dzieliła się czym tylko mogła, z kim mogła. Moja mama do dziś ma szeroki gest i nie narzeka na niedostatek.

I ja lubię wrzucać 1-5 zł  do futerału ulicznego grajka, wspomagać wybraną przez siebie jedną fundację ( „moja” wspomaga sterylizację kotów wolnożyjących, ratowanie im życia, leczenie i przygotowywanie niektórych z nich w Domach Tymczasowych do adopcji. Doceniam podwójnie, odkąd mam adoptowanego kota) nie chcieć reszty w kawiarni czy autobusie, dawać ludziom to, czego potrzebują. Często robię też inną, dziwaczną rzecz; idąc, upuszczam monetę; czasem jest to 10 gr., czasem 1 zł; przypomnij sobie, ile frajdy masz przez cały dzień, gdy uda Ci się znaleźć pieniądz na ulicy. Często nawet powiesz o tym, po powrocie do domu, uznając, że zdecydowanie masz dziś szczęście. I ja chcę, by ludzie uważali się za szczęśliwców tak często, jak to możliwe :- )
Ja od tego nie zubożeję, najwyżej schudnę.
Wierzysz lub nie, ale „moje pieniądze” zawsze wracają i to z nawiązką! Moje myślenie na ten temat idealnie pasuje do tak popularnego Psalmu 23:

„Pan jest pasterzem moim, Niczego mi nie braknie.
Na niwach zielonych pasie mnie. Nad wody spokojne prowadzi mnie.
Duszę moją pokrzepia. Wiedzie mnie ścieżkami sprawiedliwości Ze względu na imię swoje.
Choćbym nawet szedł ciemną doliną, Zła się nie ulęknę, boś Ty ze mną,(…)
Zastawiasz przede mną stół wobec nieprzyjaciół moich. Namaszczasz oliwą głowę moją, kielich mój przelewa się.
Dobroć i łaska towarzyszyć mi będą Przez wszystkie dni życia mego. I zamieszkam w domu Pana przez długie dni.”

 

Co chcę powiedzieć…  Idź na całość! Zaryzykuj! : – ) Otwórz swoje serce na tych, którzy dziś mają gorzej niż Ty, albo mają się znakomicie lecz potrzebują “kuksańca” by wykrzesać z siebie odrobinę dobroci.
To wszystko, co Cię otacza jest darem – nawet jeśli sam/a na to zapracowałaś; miałaś możliwości, zdrowie, pokonałaś pewnie wiele trudności. Nic tak nie wyraża wdzięczności jak przekazywanie dalej tej dobro nośnej pochodni :- ) Serio, serio!

 

dzielenie się,bogactwo,dobroć
Bogactwo się mnoży, gdy się je dzieli 

 

fot. źródło: Internet